sobota, 9 sierpnia 2014

Inspirująca historia życia. Św. Edyta Stein

Dziś miało być o czymś innym. O owocowo-warzywnych specjałach, którymi jestem karmiona w miejscu mojego wypoczynku (przepisy zgodnie z obietnicą są przygotowanie, zdjęcia czekają na publikację). Takie było założenie. Dzień przyniósł jednak coś innego - wspomnienie św. Edyty Stein, obchodzone w liturgii Kościoła. Nie potrafię przemilczeć tego wydarzenia, dlatego wpis będzie o niej - o kobiecie niezwykłej, kobiecie filozofie, kobiecie myślicielce, kobiecie świętej. (o Edycie Stein wypominałam na blogu już dwukrotnie: tutaj i tutaj). Chciałabym przypomnieć o jej drodze do poznania Boga, o głębokiej duchowości, o kobiecym geniuszu. Bo to jest niezykle inspirująca historia życia.

Edyta Stein urodziła się we Wrocławiu w 1891 r., jako najmłodsza z jedenastu dzieci głęboko wierzącej rodziny żydowskiej. W czasie studiów utraciła wiarę, ale szczerze szukała prawdy i znalazła ją w Kościele katolickim. W roku 1922 przyjęła chrzest, a w 1933 wstąpiła do klasztoru karmelitanek w Kolonii. Ze względu na prześladowania hitlerowskie została aresztowana i wywiedziona do Oświęcimia, gdzie ją zagazowano 9 sierpnia 1942 r.  Była jednym z najwybitniejszych myślicieli XX w., zostawiła po sobie liczne dzieła filozoficzne i teologiczne. Dzielnym Niewiastom szerzej została przedstawiona na tegorocznej majówce dla kobiet przez prelegentkę Dorothy Cummings, która wygłosiła konferencję "Teologia kobiecości wg. św. Edyty Stein i Jana Pawła II". Konferencja została przetłumaczona na język polski i opublikowana na blogu. Zachęcam do lektury. I do trwania przy tej wielkiej świętej. Szczególnie w kontekście dzisiejszego pięknego czytania z Księgi Ozeasza: "Na pustynię chcę ją wyprowadzić i mówić jej do serca. I będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości... I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność..." (Oz 2,16b.17b.21-22). Pustynia, czyli miejsce naszego spotkania z Bogiem; miejsce ciszy, w którym On daje usłyszeć siebie; miejsce osobistej modlitwy. To, co martwe w nas, On ożywia; to, co puste, napełnia swą wszechmocą; to co suche, zrasza deszczem łask. Może trzeba dziś nam wyjść na tę pustynię razem ze św. Edytą Stein? Z tą, która w największym poniżeniu, w obliczu własnej śmierci, zachowała moc i pokój ducha.

(fot. portable.tv)

Dla tych, którzy wolą oglądać niż czytać, proponuję cykl kilku krótkich, bardzo interesujących filmików, pt.: "Siedem blasków świętości Edyty Stein". 

I na koniec - inspirująca wypowiedź jednej z Dzielnych Niewiast (Ewy T.), która od lat fascynuję się postacią tej wielkiej świętej. Pojawiła się ona w formie blogowego komentarza pod powyższym linkiem. Zawiera m.in. krótką analizę wybranych dzieł św. Edyty, nad którymi warto się pochylić.

"Wymienię tylko niektóre jej książki, ponieważ Edyta Stein uprawiała przede wszystkim pracę naukową, była fenomenologiem, dużo też tłumaczyła. 

Ale warto (zwłaszcza na tym blogu) polecić jej książkę o kobiecie "Kobieta. Jejzadanie według natury i łaski". Lektura tej książki bardzo by się przydała nam, współczesnym kobietom, jako antidotum, w czasach, w których tak łatwo się zagubić. Edyta (kobieta i filozof) bardzo wnikliwie opisuje naturę kobiety, broniąc kobiecości - i jak wiadomo, jej myślą o kobiecie inspirował się także Jan Paweł II.

Wydawnictwo Karmelitów Bosych w Krakowie wydało "Dzieła" Edyty Stein. Warto polecić z tej serii "Dzieje pewnej rodziny żydowskiej", w której opisuje ona swoje dzieciństwo i młodość we Wrocławiu na tle życia swojej tradycyjnej rodziny żydowskiej, studia w Getyndze i całe to ciekawe środowisko filozoficzne skupione wokół profesora Husserla. To tutaj zawarła wiele młodzieńczych przyjaźni, a niektóre z nich przetrwały prawie całe jej dorosłe życie. 

Kolejna lektura to trzytomowy "Autoportret z listów" - zapis całej jej bogatej korespondencji do przyjaciół i rodziny, którą starała się prowadzić bardzo systematycznie przez całe swoje życie, również w klasztorze. Ciekawe są (zwłaszcza dla nas Polaków) jej Listy do Romana Ingardena, przyjaciela z czasów studenckich, późniejszego profesora filozofii m.in. we Lwowie i Krakowie, którego w swojej młodości darzyła także uczuciem. Ich przyjaźń przetrwała prawie do końca jej życia (korespondencja obejmuje lata 1917-1938, św. Edyta Stein ginie w 1942 w Auschwitz). Są to chyba najbardziej osobiste listy, w których odsłonia się także jako kobieta. I mimo, że część ich listów została zniszczona, pewnie tych najbardziej prywatnych, to wyłania się z nich bardzo ciekawy portret kobiety: kobiety poszukującej swojej ścieżki życia, kobiety - filozofa, późniejszej karmelitanki... Jest to również historia pięknej przyjaźni (niepospolitej) kobiety i mężczyzny.

Droga do Boga Edyty Stein wiodła dalej od Husserla przez Tomasza z Akwinu do św. Jana od Krzyża, od filozofii poprzez teologię do mistyki, co przejawiało się również w jej pracy. 

Ostatnim jej dziełem i ukoronowaniem prac teologicznych jest "Wiedza krzyża. Studium o św. Janie od Krzyża". 

Warto przywołać tutaj jeszcze s. Immakulatę Adamską, karmelitankę bosą (1922-2007), która przetłumaczyła wiele prac Edyty Stein z niemieckiego na polski - wykonując tytaniczną pracę, opatrując książki swoimi komentarzami, pisząc o niej, przybliżała jej postać i dzieło, "wczuwając" się w nią... (ES swoją pracę doktorską napisała pt. "O zagadnieniu wczucia"). Jest ona także (s. Adamska) autorką mojej ulubionej nowenny do św. Teresy Benedykty od Krzyża.

Wydaje mi się, że nie można rozdzielać życia Edyty Stein od jej dzieła. Nie da się zagłębić się w jej postać, bez poznania wydarzeń z jej życia (bp Ryś:)). Są nierozerwalnie splecione ze sobą. Przyszła mi do głowy taka myśl w trakcie pisania poprzedniego komentarza. Dotyczy ona kobiet, które są lub czują się samotne, to nie zawsze to samo. Edyta żyła sama (ale nie samotna) w świecie do 42 roku życia, kiedy to wstąpiła do klasztoru. Jednak jej życie było pełne. Łączyły ją silne więzi z rodziną (sześcioro rodzeństwa i mama), ale było też bardzo bogate w Przyjaźnie. Miała bardzo wielu przyjaciół, których odwiedzała, z którymi się spotykała, dużo podróżowała, korespondowała, współpracowała, pomagała. Również w Karmelu jej przyjaciele często ją odwiedzali, żeby porozmawiać z nią przez kraty rozmównicy. W klasztorze dzieliła swój czas rekreacji, bo tylko wtedy mogła pisać, między pracę naukową a listy do rodziny i przyjaciół (jej siostra Róża przepisywała je czasem przez kalkę). Dużo pracowała, ale w centrum jej pracy zawsze była Osoba - kobiety czy to człowieka w ogóle, Chrystusa, Boga... Przyjaźniła się, ale nikogo nie zawłaszczała. Jej przyjaźń do Romana Ingardena przetrwała mimo niespełnionej miłości (a musiała się poczuć zraniona jako kobieta). Przeszła ponad to uczucie, gotowa trwać w przyjaźni, co jest bardzo trudne, ale świadczy o wielkiej klasie tej kobiety. Zauważyłam też, że osoby, które interesują się postacią św. Edyty Stein, jakoś zajmują się nią, poznają ją, często również doświadczają zażyłości z nią.......

Swoją przygodę z ES zaczęłam trzy lata temu pisząc o kobiecie, w oparciu w dużej mierze o jej książkę. Ale tej książki też nie posiadam, była wydana dość dawno (1999?) i chyba nie ma wznowień - korzystałam z biblioteki. Od jej "Kobiety" szybko przeszłam do jej Osoby i zaczęłam ją bliżej poznawać. Ale jestem na początku drogi. Książki filozoficzne i teologiczne są wymagające, pisane trudnym językiem fenomenologicznym - nie mam do tego dobrego przygotowania. Św. Jan od Krzyża to wyżyny rozwoju duchowego. Chyba jeszcze jestem w innym punkcie;) Po "Wiedzę Krzyża" - jeszcze nie odważyłam się sięgnąć, kiedyś (mam nadzieję) to zrobię. Lubię jej Listy, bo pokazują ją jako żywą osobę w różnych odsłonach. Poza tym czytam trochę książek innych autorów o niej. Mnie samej trudno byłoby ogarnąć tę postać całościowo - jako filozofa i teologa (zwłaszcza!), czy zakonnicę (!), dlatego lubię książki, które mają na nią szerszą perspektywę, niż ja sama mogłabym mieć. To mi pomaga. Traktuję Edytę Stein jako swoistego przewodnika - kobietę, żyjącą (prawie) współcześnie, w świecie trudnym (zdominowanym w dużym stopniu przez mężczyzn w tamtych czasach), poszukującą bardzo konsekwentnie Prawdy, dokonującą wciąż (trudnych) wyborów - przejście na chrześcijaństwo w tradycyjnej rodzinie żydowskiej wiązało się z ryzykiem odrzucenia przez najbliższych; będącej w bardzo głębokiej relacji z Bogiem i z ludźmi, jednak nie zawsze rozumianą... Tyle:)".

Ewa - dziękuję serdecznie za ten ważny głos.

11 komentarzy:

  1. Ewo ja również dziękuję za Twoje wypowiedzi na temat Edyty Stein. S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alu, dziękuję za ten dzisiejszy wpis o Edycie Stein w dniu, w którym wspominana jest w Kościele. I za przywołanie jakiegoś mojego starego komentarza;) Moje myśli już od rana dzięki temu powędrowały do jej osoby...

    I myślę sobie o niej dzisiaj, że była kobietą, która potrafiła pokonać swoje różne kryzysy i trudności emocjonalne, z którymi my, kobiety, radzimy sobie raczej dość kiepsko. Świat uczuć, który jest dla nas bardzo ważny i którego nie można lekceważyć, ani udawać, że go nie ma, potrafi nam czasami wszystko przesłonić! Łatwo popadamy w rozpacz (przynajmniej mnie się to często zdarza) albo angażujemy się nierozsądnie w jakieś toksyczne relacje. To co jest wartością staje się trudnością, albo wręcz przeszkodą. Może to jest zadanie dla nas kobiet? Przezwyciężenie samych siebie, swoich naturalnych potrzeb, które przecież wydają się być dobre. Edyta Stein jest tego przykładem. Po ludzku nie osiągnęła tego co pragnęła, by ostatecznie osiągnąć świętość. Po ludzku mogła czuć się bardzo nieszczęśliwa. W końcu nam, kobietom, (na przykład mnie) świetnie to czasem wychodzi;) Nie była też wielką działaczką, chociaż w to co robiła, bardzo się angażowała. Była raczej myślicielką, kobietą bardzo wewnętrzną, człowiekiem modlitwy, kontemplatyczką, dyskretnie towarzyszyła innym, by w końcu zostać karmelitanką.

    W takich trudnych momentach dla mnie, egzystencjalnie i wewnętrznie, często przypominam sobie Edytę Stein - kobietę i jej życiowej drogę, albo proszę za jej wstawiennictwem. A dzisiaj jest ku temu szczególna okazja!

    Pozdrawiam serdecznie Autorkę bloga i wszystkie czytelniczki:) Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa! Jak zwykle jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej refleksji.

      Lektura Twojego wpisu to jednej strony moje małe rekolekcje, a z drugiej - wyzwanie, które rzuciłaś: "Może to jest zadanie dla nas kobiet? Przezwyciężenie samych siebie, swoich naturalnych potrzeb, które przecież wydają się być dobre".

      Pięknie napisałaś o kobiecych emocjach. Zgadza się, potrafią nam one niekiedy sporo namieszać. A jeśli nałoży się na to pracująca czasem na najwyższych obrotach wyobraźnia, to ciężko to wytrzymać. I tu pojawia się właśnie to wyzwanie - pokonać samą siebie...
      Wspaniale, że temat emocji poruszyłaś w kontekście św. Edyty Stein. Myślę, że trzeba przyzywać jej wstawiennictwa do tego naszego kobiecego świata.

      Dziękuję za pozdrowienia. Ściskam mocno!

      Usuń
  3. Św. Edyto Stein, wstawiaj się za mną. Prgane mieć w sobie Twoją tęsknotę za Bogiem i umiłowanie prawdy, do której ty dążyłaś. Ucz mnie panować nad emocjami i zachowywac spokój serca w trudnych sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
  4. "I myślę sobie o niej dzisiaj, że była kobietą, która potrafiła pokonać swoje różne kryzysy i trudności emocjonalne, z którymi my, kobiety, radzimy sobie raczej dość kiepsko. Świat uczuć, który jest dla nas bardzo ważny i którego nie można lekceważyć, ani udawać, że go nie ma, potrafi nam czasami wszystko przesłonić! Łatwo popadamy w rozpacz (przynajmniej mnie się to często zdarza) albo angażujemy się nierozsądnie w jakieś toksyczne relacje" - Ewo jestem bardzo umocniona tymi słowami i dziękuję za nie. Jesteś bardzo mądrą kobietą. Tak, myślę, że św. Edyta Stein jest dobrą patronką dla kobiet z jej opanowaniem i mądrością. Z takich chcę czerpać wzorce. Św. Edyto Stein módl się za wszystkimi Dzielnymi Niewiastami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za przypomnienie postaci Edyty Stein. Niedługo po Majówce kupiłam w księgarni na ul. Długiej książkę Suzanne Batzdorf - siostrzenicy E.S. - "Ciocia Edyta. Żydowskie dziedzictwo katolickiej świętej" i właśnie zamierzam ją przeczytać MG

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze tylko jeden komentarz do komentarzy. Nie myślę, żebym była jakoś szczególnie mądra, ale dziękuję;) Trudno dorosnąć do Edyty Stein. Jest bardzo wymagającą nauczycielką, wskazuje też na inną Nauczycielkę - Maryję. Jeszcze chyba jako dziecko powiedziała, że chciałaby być bardziej dobra niż mądra:)
    W swojej pracy napisała, że istotą i siłą kobiety jest jej życie uczuciowe i nastawienie na osobę ("byt personalny"). Ale że to wymaga też ogromnej pracy nad sobą, współpracy z rozumem i wolą. Zbytnia koncentracja na to co osobowe może doprowadzić do całkowitego zatracenia się kobiety w relacji z drugim człowiekiem, albo nadmiernego zajmowania się sobą, chęci dominacji... Pełnia kobiecości wymaga więc stałej pracy nad sobą, podejmowanej przez całe życie, niezależnie od stanu, wieku i okoliczności zewnętrznych. Jakie to trudne!

    Oglądałam niedawno film o K.K. Baczyńskim w 70 rocznicę śmierci poety. Pokazany był też, dość delikatnie, mniej znany wątek jego trudnej relacji z matką. Kochała go miłością bardzo zaborczą, nigdy nie pogodziła się z małżeństwem syna, nie zaakceptowała synowej, ukochanej żony poety, Basi. A przecież obydwoje tak młodo zginęli w powstaniu warszawskim. Pozostały po nim (m.in.) i tej miłości liryki, jedne z najpiękniejszych w literaturze polskiej. Miłość matki do syna... To tylko tak a propos uczuć, nawet w samym środku zawieruchy wojennej.

    Na zakończenie przywołam cytat pani prof. Anny Grzegorczyk, która od lat zajmuje się Edytą Stein - filozofem: "Można zatem Edytę wykorzystać jako pośredniczkę; wystarczy uchwycić ją za rękę i mieć gwarancję, że się nie pobłądzi. Ale trzeba ją trzymać mocno, ona będzie prowadziła i nawet jeśli człowiek potknie się w swojej wędrówce przez życie, to będzie umiał się podnieść. (...) To Święta, która potrafi wskazać, jak iść przez wiedzę i życie, by nie ugrzęznąć. Trzeba dać się prowadzić, wejść w pisma i biografię Edyty. Ona na pewno pomoże." Do czego zachęcam. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ewa. Jestem poruszona. Ale to nic dziwnego - ja tak mam po Twoich komentarzach;) Pozdrawiam Cię ciepło

      Usuń
    2. Dziękuję i też pozdrawiam Radawę:) ... i czekam na przepisy, najchętniej nieskomplikowane, chociaż niekoniecznie;)

      Alu, nie wiedziałam gdzie umieścić ten wpis, ale myślę, że pod Edytą Stein to dobre miejsce - w końcu Dorothy też należy do Jej "fanek". Właśnie przeczytałam, że w tym tygodniu po wielu latach Dorothy planuje zakończyć pisanie swojego bloga Seraphic Single i teraz pisze coś w rodzaju podsumowania. Kończy się jakaś epoka:( Podobał mi się jej dowcipny sposób komentowania rzeczywistości, czasami tam zaglądałam. Ma w to miejsce powstać coś nowego, chociaż jeszcze dokładnie nie wiadomo co (?). Ale może warto byłoby przy tej okazji wspomnieć coś o tym na Twoim siostrzanym blogu? W końcu Dorothy stała się mimowolną matką chrzestną Dzielnych Niewiast:) Co o tym myślisz? Ewa

      Usuń
    3. Ewa, to bardzo dobry pomysł. Na pewno coś wspomnę, ale po powrocie z Radawy. Tu jest mi się ciężko skoncentrować, ponieważ mnogość wydarzeń w tutejszym ośrodku bardzo mnie angażuje (np. dziś odbył się przepiękny koncert fortepianowy pana Aleksandra Kozińskiego, który miałam zaszczyt prowadzić - a to z kolei wymagało wcześniejszego przygotowania). Jak sama zauważyłaś, do tej pory nie zamieściłam ani jednego przepisu, a przecież każdego dnia są wyśmienite potrawy.

      Wracam w sobotę. Myślę, że na spokojnie wspomnę o blogu Dorothy. Tym bardziej, ze samej jest mi smutno z powodu Jej decyzji. Bardzo lubię blog Serapic Singles. Ale tak to w życiu jest - coś się kończy, coś zaczyna...

      Pozdrawiam Cie ciepło i bardzo dziękuję za tą podpowiedź.

      Usuń
  7. Dziękuję za wspomnienie o św. Benedykcie od Krzyża. Bardzo intersującą i inspirującą kobietą była.
    Ela C.

    OdpowiedzUsuń