Róża wpięta w klapę płaszcza.
Poznali się poprzez mailową korespondencję, mieszkając
tysiące kilometrów od siebie. Wszystko dzięki wszechobecnemu internetowi.
Zadzierzgnęli bliższą więź na tyle, że wreszcie postanowili się spotkać, nie
wiedząc jeszcze, jak wyglądają. On – naturalnie jako mężczyzna, wielokrotnie
prosił ją wcześniej o przysłanie zdjęcia. Ona jednak przekonała go, aby
zaczekać do momentu spotkania. Użyła argumentu, że przecież może wysłać zdjęcie
mniej lub bardziej korzystne, a on nie musi się z nią od razu żenić. Mogą
zostać przyjaciółmi. Po kilku latach, gdy on miał możliwość przyjazdu do USA,
umówili się w Central Parku (ona była mieszkanką Nowego Jorku). Znakiem
rozpoznawczym miała być róża wpięta w klapę płaszcza.
Podekscytowany mężczyzna oczekiwał więc w napięciu, w umówionym miejscu i o ustalonym czasie. W pewnym momencie spostrzegł, iż w jego stronę idzie młoda, atrakcyjna kobieta, o smukłej linii, pięknych blond włosach i zgrabnych nogach. Jej krok był pewny i zdecydowany. Śmiało podążała naprzeciw niego parkową aleją. Mężczyzna z nadzieją spojrzał na jej gustowny płaszcz, elegancko dopasowany do smukłej sylwetki. Niestety, nie dostrzegł wymarzonej róży. Wymienili tylko krótkie, przypadkowe spojrzenie. Kobieta przeszła obok niego, idąc dalej przed siebie. Rozczarowany postanowił jeszcze chwilę zaczekać. Zaledwie po minucie pojawiła się inna kobieta w tym samym wieku, ale znacznie mniej atrakcyjna. Szczerze mówiąc – mało atrakcyjna. Im bardziej zbliżała się do niego, tym wyraźniej dostrzegał mankamenty jej urody. Nagle zobaczył to, czego nie chciał widzieć – czerwoną różę. Była niedbale wpięta w ciemny płaszcz, do którego wyraźnie nie pasowała. Pierwszy jego odruch mówił: „Uciekaj!”. Po sekundzie jednak odezwało się sumienie i wrażliwość, które przypomniały mu, iż wymienili ze sobą tyle ciepłych słów. Poza tym obiecał jej przecież spotkanie w kawiarni. Podszedł do idącej z przeciwka kobiety, która zdążyła już zauważyć konsternację na jego twarzy. Jeszcze raz, wysilając spojrzenie, upewnił się, co do nieszczęsnej róży, która stercząco tkwiła w klapie płaszcza. Niestety, była tam wpięta bez finezji i smaku. Mężczyzna niepewnym głosem przedstawił się i wydukał: „Tak, jak obiecałem, chciałbym cię zaprosić na kawę”. W odpowiedzi usłyszał:
„Ja bardzo pana przepraszam. Nie wiem, o co tu chodzi, ale
ta piękna kobieta, która szła przede mną, wpięła mi tę różę i powiedziała, że
jeśli pan mnie zaprosi na kawę, to ona będzie czekać na pana w kawiarni dwie
przecznice dalej”.
Ile potrzeba wiary, aby żyć obietnicą?
Ta krótka historia, która prawdopodobnie nigdy nie miała
miejsca, może nam pomóc zrozumieć, że potrzeba wielkiej odwagi, aby przyjąć to,
co nieidealne. Wedle naszych wyobrażeń spełnienie obietnicy wiąże się z czymś idealnym
i atrakcyjnym. Przyjęcie więc tego, co tak mało atrakcyjne w naszym życiu,
wymaga odwagi i twórczości. Jak rozpoznać w nieciekawych i niepozornych
szczegółach prawdziwą obietnicę? Ile potrzeba wiary, aby żyć obietnicą, nawet wtedy,
gdy bardziej oczywiste wydaje się jej niespełnienie? [...].
Chodzi o to, aby być gotowym do przyjęcia wydarzeń, które zaprzeczają osobistej wizji szczęścia bez przekonania, że jest to zło konieczne. Wierzący to ten, kto potrafi przyjąć niepożądane fakty w sposób hojny, serdeczny i wspaniałomyślny, nie dając im odczuć, że są niechcianym gościem. Nie chodzi o zwyczajną akceptację tego, co i tak jest nieuniknione. Chodzi o to, żeby wyjść temu naprzeciw, przyjąć postawę czynną i odpowiedzialną również wobec zła, które mnie spotyka i które mogłoby mnie zniszczyć. Wierzący jest nie tylko odważny poprzez gotowość do życia obietnicą. Jest także inteligentny w jej rozpoznawaniu i w rozpoznawaniu drogi jej realizacji. Jako że obietnica jest zawsze niewyczerpana i ciągle odsłania się na nowo, życie człowieka wierzącego stawia go w całkowitej i nieustannej zależności. Odpowiedzią na obietnice może być jedynie wiara przeżywana jako aktywne oczekiwanie, czyli uczenie się rzeczywistości. Wiara, o której możemy powiedzieć, że jest potrzebowaniem i pragnieniem. Jest nieustanną zgodą na zależność i na bycie zaskakiwanym. Dlatego też życie człowieka wierzącego jest ciekawsze. Nawet, gdy wybiera to, co mniej atrakcyjne i rezygnuje z tego, co najbardziej koniunkturalne, w ostatecznym rozrachunku nigdy nie traci. Abraham otrzymał dwie obietnice: potomstwo i ziemię. Paradoksalnie do tej pierwszej dojrzał wtedy, gdy był gotów ofiarować wyczekiwanego syna. Obietnica życia osiągnęła swoją pełnię, gdy Abraham był gotów na śmierć Izaaka. Cóż dopiero powiemy o ziemi? Był bardziej cudzoziemcem niż zamożnym szejkiem. „Wyszedł, nie wiedząc dokąd idzie” (Hbr 11, 8). Podobnie mężczyzna z Central Parku, który miał odwagę wybrać do końca, pomimo tak silnie narzucającej się pokusy ucieczki".
Cały artykuł: TUTAJ
Chodzi o to, aby być gotowym do przyjęcia wydarzeń, które zaprzeczają osobistej wizji szczęścia bez przekonania, że jest to zło konieczne. Wierzący to ten, kto potrafi przyjąć niepożądane fakty w sposób hojny, serdeczny i wspaniałomyślny, nie dając im odczuć, że są niechcianym gościem. Nie chodzi o zwyczajną akceptację tego, co i tak jest nieuniknione. Chodzi o to, żeby wyjść temu naprzeciw, przyjąć postawę czynną i odpowiedzialną również wobec zła, które mnie spotyka i które mogłoby mnie zniszczyć. Wierzący jest nie tylko odważny poprzez gotowość do życia obietnicą. Jest także inteligentny w jej rozpoznawaniu i w rozpoznawaniu drogi jej realizacji. Jako że obietnica jest zawsze niewyczerpana i ciągle odsłania się na nowo, życie człowieka wierzącego stawia go w całkowitej i nieustannej zależności. Odpowiedzią na obietnice może być jedynie wiara przeżywana jako aktywne oczekiwanie, czyli uczenie się rzeczywistości. Wiara, o której możemy powiedzieć, że jest potrzebowaniem i pragnieniem. Jest nieustanną zgodą na zależność i na bycie zaskakiwanym. Dlatego też życie człowieka wierzącego jest ciekawsze. Nawet, gdy wybiera to, co mniej atrakcyjne i rezygnuje z tego, co najbardziej koniunkturalne, w ostatecznym rozrachunku nigdy nie traci. Abraham otrzymał dwie obietnice: potomstwo i ziemię. Paradoksalnie do tej pierwszej dojrzał wtedy, gdy był gotów ofiarować wyczekiwanego syna. Obietnica życia osiągnęła swoją pełnię, gdy Abraham był gotów na śmierć Izaaka. Cóż dopiero powiemy o ziemi? Był bardziej cudzoziemcem niż zamożnym szejkiem. „Wyszedł, nie wiedząc dokąd idzie” (Hbr 11, 8). Podobnie mężczyzna z Central Parku, który miał odwagę wybrać do końca, pomimo tak silnie narzucającej się pokusy ucieczki".
Cały artykuł: TUTAJ
Piękny tekst.
OdpowiedzUsuńANia A.
Też mnie ten tekst ujął...
UsuńDlatego wrzuciłam.
Piękna refleksja o tym, ze warto przytulić to,
co może na poczatku nie chciane...
Współczesna wersja bajko o Kopciuszku...:) et
OdpowiedzUsuńJa się zupełnie nie koncentrowałam na opowiadaniu, zupełnie nie przyszedł kopciuszek do głowy;). Może dlatego, ze mam już swojego księcia;)Dla mnie bardzo mocno przebił się główny sens i dalsza refleksja autora tekstu, która jest genialna: "Chodzi o to, aby być gotowym do przyjęcia wydarzeń, które zaprzeczają osobistej wizji szczęścia bez przekonania, że jest to zło konieczne" i ciąg dalszy. M.
Usuń