sobota, 14 grudnia 2013

Radość sprawia, że chce się żyć!

Lubię czytać ks. Marka Dziewieckiego. Dlatego pojawia się tutaj sporo Jego artykułów. Dzisiaj będzie o radości, która sprawia, ze chce się żyć. I o naszym pragnieniu szczęścia...

"Pragnienie szczęścia jest tak intensywne, że człowiek nie musi być nieszczęśliwy, żeby czuł się nieszczęśliwy; wystarczy, że nie jest szczęśliwy. Radość to jedyny sposób istnienia, który sprawia, że człowiek ma ochotę żyć. Nie jest jednak łatwo być szczęśliwym, gdyż człowiek potrafi czynić to, co go od szczęścia oddala. Sporo jest nastolatków, którzy marzą o wolności, a postępują w sposób, który prowadzi ich do uzależnień. Wiele jest kobiet, które marzą o szczęśliwym małżeństwie i trwałej rodzinie, a mimo to wiążą się z mężczyznami, którzy nie potrafią kochać.

Oddalanie się człowieka od szczęścia zaczęło się od grzechu pierworodnego. Grzech ten polegał na wymyśleniu sobie innej drogi do szczęścia niż ta, którą proponował Bóg. Warunkami osiągnięcia szczęścia, które wskazywał Stwórca, były: małżeństwo i rodzina, pracowitość, świętowanie siódmego dnia tygodnia po sześciu dniach pracy, a także uznawanie najwyższego autorytetu Bogu w sprawie odróżniania dobra od zła (por. Rdz 1, 22; 2, 17). Tymczasem Adam i Ewa ulegli przekonaniu, że Bóg przeszkadza im w byciu szczęśliwymi i że drogą do szczęścia jest nieposłuszeństwo wobec Boga. Odtąd kolejne pokolenia ludzi stają w obliczu wyboru między drogą błogosławieństwa i życia a drogą przekleństwa i śmierci (por. Pwt 30, 19). Bóg proponuje człowiekowi szczęście prawdziwe, które po grzechu pierworodnym stało się trudne. Tymczasem w każdym pokoleniu są ludzie, którzy łudzą się, że można osiągnąć szczęście na skróty, czyli szybko i bez wysiłku.


Szczęśliwy, kto od Boga uczy się człowieka


Kto nie wie, kim jest i jaki jest sens jego istnienia, ten nie wie, jakie sposoby postępowania prowadzą go do szczęścia, a jakie go od szczęścia oddalają. Jeśli ktoś myśli, że jest jedynie ciałem, to będzie przekonany, że do szczęścia wystarczy mu zaspokojenie popędów. Kto z kolei myśli, że człowiek to duch uwięziony w ciele, będzie przekonany, że musi walczyć z własną cielesnością, jeśli chce być szczęśliwy. 

Stwórca objawia nam nie tylko swoją miłość do nas, ale też prawdę o nas. Bóg nas stworzył i On nas najlepiej rozumie. To właśnie dlatego najbardziej całościową i realistyczną ze wszystkich koncepcji antropologicznych, jakie pojawiły się w dziejach ludzkości, jest biblijna wizja człowieka. Pismo Święte stwierdza, że człowiek to ktoś nieodwołalnie kochany przez Boga i podobny do Boga, czyli zdolny do tego, by odpowiadać miłością na miłość. To ktoś bezcenny w oczach Boga, kto nie ma granic w rozwoju, gdyż nigdy nie będzie aż tak podobny do Boga w mądrości, miłości i świętości, by nie mógł stać się do Niego jeszcze bardziej podobnym. Człowiek jest w stanie kierować swoim postępowaniem w sposób rozumny i wolny, ale jest osłabiony duchowo na skutek grzechów i słabości – swoich i innych ludzi.
Trwałe szczęście jest możliwe wtedy, gdy człowiek respektuje prawdę o sobie i swoim powołaniu do świętości. Staje się tym bardziej szczęśliwy, im bardziej doświadcza miłości Boga, im bardziej uczy się kochać na podobieństwo Jezusa, im bardziej chroni swoją godność i bezcenność, im bardziej pracuje nad swoim rozwojem, im bardziej korzysta z rozumności i wolności po to, by kochać, im większą zachowuje czujność w obliczu własnych słabości i zewnętrznych zagrożeń, a także w im bardziej radykalny sposób dąży do świętości, czyli do stawania się coraz bardziej podobnym do Boga. Szczęśliwy, kto od Boga uczy się miłości
Kto poznaje Boga, ten coraz lepiej rozumie sposób, w jaki Stwórca kocha człowieka. Być człowiekiem szczęśliwym to kochać jak Jezus, czyli według tych zasad, których On nas uczy. Trwałe szczęście pojawia się tam, gdzie człowiek przyjmuje prawdziwą miłość od Boga i gdzie z podobną miłością odnosi się do siebie i bliźnich. Miłość, którą Jezus nas pierwszy pokochał i której nas uczy, nie jest uczuciem, zakochaniem, tolerancją, akceptacją, „wolnym związkiem” czy naiwnością. Miłość Jezusa to szczyt dobroci i mądrości. Ta Jego miłość jest bezwarunkowa, wierna i ofiarna, a jednocześnie mądra, roztropna i czasem twarda. Wyjaśnia nam to sam Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32). Mądrze kochający ojciec – który jest symbolem Boga – nie wycofuje miłości wobec błądzącego syna. Nie zsyła na niego kar ani cierpień, ale też nie przeszkadza synowi ponosić bolesnych konsekwencji błędów, które ten syn popełnia. Ojciec wie, że na skutek osobistego cierpienia błądzący syn ma szansę zastanowić się i odnaleźć drogę do szczęścia. 

W postawie Jezusa zaskakuje to, że On, który każdego człowieka kocha bezwarunkowo, nieodwołalnie i ofiarnie – aż do oddania życia – każdemu okazuje tę miłość w inny sposób. Jezus uwzględnia fakt, że każdy człowiek znajduje się w niepowtarzalnej sytuacji, ma sobie tylko właściwe możliwości i ograniczenia oraz postępuje w specyficzny dla siebie sposób. Właśnie dlatego nie byłoby drogą do szczęścia okazywanie miłości wszystkim ludziom w taki sam sposób. Taka postawa byłaby raczej przejawem naiwności niż miłości. Inaczej przecież okazuje się miłość dzieciom, a inaczej dorosłym; inaczej ludziom zdrowym, a inaczej chorym; inaczej tym, którzy postępują zgodnie z Dekalogiem, a inaczej tym, którzy krzywdzą siebie i innych.


Szczęśliwy, kto od Boga uczy się szczęścia

Bóg pomaga człowiekowi odróżniać to, co prowadzi do szczęścia, od tego, co jedynie przyjemne. Przyjemność jest osiągalna dla wszystkich, a radości doświadczają tylko niektórzy ludzie. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać czy zaspokoić popęd. Do tego typu zachowań zdolny jest każdy człowiek. Przyjemność jest pospolita, natomiast radość jest arystokratyczna. Przyjemność można osiągnąć wprost, a radość jest konsekwencją życia opartego na miłości, prawdzie i odpowiedzialności. Kto szuka radości, ten jej nie znajdzie, bo nie szuka miłości, która prowadzi do szczęścia. Przyjemność jest krótkotrwała. Poczucie sytości po posiłku czy doznanie przyjemności seksualnej szybko przemija. Niektórzy ludzie dla chwili przyjemności seksualnej zdradzają małżonka, łamią własną przysięgę czy zarażają się śmiertelnymi chorobami. Wielu dla chwilowej przyjemności nadużywa alkoholu czy sięga po narkotyk, wchodząc na drogę umierania na raty. Szukanie przyjemności zawęża nasze pragnienia i aspiracje, a radość owocuje entuzjazmem i umacnia wolność do czynienia dobra. 

Trwałe szczęście pojawia się tam, gdzie człowiek przyjmuje prawdziwą miłość od Boga i gdzie z podobną miłością odnosi się do siebie i bliźnich Ci, którzy pragną żyć w radości i szczęściu, powinni czynić to, co wartościowe, a nie to, co w danej chwili przyjemne. Powinni zachowywać zasady Dekalogu i kochać. Człowiek poszukujący fizycznej przyjemności czy miłych stanów emocjonalnych nie zazna trwałej radości. Radość płynąca z przyjaźni z Bogiem i ludźmi sprawia, że z entuzjazmem podejmujemy nasze codzienne obowiązki i że odnajdujemy w sobie siłę do mierzenia się z trudnościami. Gdy przeżywamy radość, wtedy nawet nasze ciało staje się silniejsze i bardziej odporne na choroby. Syn Boży przyszedł do nas właśnie po to, abyśmy mieli w sobie Jego radość i aby nasza radość była pełna (por. J 17, 13).

Bóg daje szczęście wieczne


Każdy człowiek pragnie być szczęśliwy na zawsze. „Z pewnością chcemy żyć szczęśliwie. Gdy szukam Ciebie, mojego Boga, szukam życia szczęśliwego” (św. Augustyn). Jezus łączy szczęście doczesne ze szczęściem wiecznym. Jedno i drugie jest ze sobą ściśle powiązane. Bycie szczęśliwym na wieki to efekt godnego człowieka sposobu postępowania w doczesności. Jezus uczy nas realizmu i wyjaśnia, że droga do szczęścia nie od razu jest drogą radości. Czasem wydaje się raczej drogą do smutku i porażki niż do szczęścia. Błogosławieni są bowiem ludzie ubodzy w duchu, smutni, cisi, pragnący sprawiedliwości, miłosierni, czystego serca, wprowadzający pokój, cierpiący prześladowanie dla sprawiedliwości, prześladowani i oczerniani, jeśli tylko trwają przy Chrystusie (por. Mt 5, 3-12).

Człowiekowi szukającemu szczęścia Jezus wskazuje perspektywę dalszą niż tylko teraźniejszość. Błogosławieństwa, które On ogłasza, „odsłaniają cel życia ludzkiego, ostateczny cel czynów ludzkich: Bóg powołuje nas do swojego własnego szczęścia” (KKK, 1719). Pełnią szczęścia będzie oglądanie Boga twarzą w twarz na zawsze. Szczęście, które człowiekowi daje Bóg, przekracza wszelkie wyobrażenie o szczęściu, gdyż „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Trwałe szczęście „wypływa z darmo danego daru Bożego. Dlatego właśnie nazywa się je nadprzyrodzonym, tak jak łaskę, która uzdalnia człowieka do wejścia do radości Bożej” (KKK, 1722).

Po grzechu pierworodnym warunkiem szczęścia jest nawrócenie. „Obiecane szczęście stawia nas wobec decydujących wyborów moralnych. Zaprasza nas do oczyszczenia naszego serca ze złych skłonności i do poszukiwania nade wszystko miłości Bożej. Uczy nas, że prawdziwe szczęście nie polega ani na bogactwie czy dobrobycie, na ludzkiej sławie czy władzy, ani na żadnym ludzkim dziele, choćby było tak użyteczne jak nauka, technika czy sztuka, ani nie tkwi w żadnym stworzeniu, ale znajduje się w samym Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra i wszelkiej miłości” (KKK, 1723). To przede wszystkim od naszych codziennych wyborów moralnych zależy to, czy otworzymy się na szczęście, które przynosi nam Bóg.

ks. Marek Dziewiecki 

Źródło: http://www.katolik.pl/czlowiek---poszukiwacz-radosci,23832,416,cz.html

__________________________________

Wszystkim czytelnikom bloga życzę
 radości, radości, radości...



1 komentarz:

  1. Ja też bardzo lubię czytać X. Dziewieckiego:-) A kiedyś byłam na sesji przez niego prowadzonej. Polecam!:-)

    OdpowiedzUsuń