"Pragnienie szczęścia jest tak intensywne, że człowiek nie
musi być nieszczęśliwy, żeby czuł się nieszczęśliwy; wystarczy, że nie jest
szczęśliwy. Radość to jedyny sposób istnienia, który sprawia, że człowiek ma
ochotę żyć. Nie jest jednak łatwo być szczęśliwym, gdyż człowiek potrafi czynić
to, co go od szczęścia oddala. Sporo jest nastolatków, którzy marzą o wolności,
a postępują w sposób, który prowadzi ich do uzależnień. Wiele jest kobiet,
które marzą o szczęśliwym małżeństwie i trwałej rodzinie, a mimo to wiążą się z
mężczyznami, którzy nie potrafią kochać.
Oddalanie się człowieka od szczęścia zaczęło się od grzechu pierworodnego. Grzech ten polegał na wymyśleniu sobie innej drogi do szczęścia niż ta, którą proponował Bóg. Warunkami osiągnięcia szczęścia, które wskazywał Stwórca, były: małżeństwo i rodzina, pracowitość, świętowanie siódmego dnia tygodnia po sześciu dniach pracy, a także uznawanie najwyższego autorytetu Bogu w sprawie odróżniania dobra od zła (por. Rdz 1, 22; 2, 17). Tymczasem Adam i Ewa ulegli przekonaniu, że Bóg przeszkadza im w byciu szczęśliwymi i że drogą do szczęścia jest nieposłuszeństwo wobec Boga. Odtąd kolejne pokolenia ludzi stają w obliczu wyboru między drogą błogosławieństwa i życia a drogą przekleństwa i śmierci (por. Pwt 30, 19). Bóg proponuje człowiekowi szczęście prawdziwe, które po grzechu pierworodnym stało się trudne. Tymczasem w każdym pokoleniu są ludzie, którzy łudzą się, że można osiągnąć szczęście na skróty, czyli szybko i bez wysiłku.
Szczęśliwy, kto od Boga uczy się człowieka
Kto nie wie, kim jest i jaki jest sens jego istnienia, ten nie wie, jakie sposoby postępowania prowadzą go do szczęścia, a jakie go od szczęścia oddalają. Jeśli ktoś myśli, że jest jedynie ciałem, to będzie przekonany, że do szczęścia wystarczy mu zaspokojenie popędów. Kto z kolei myśli, że człowiek to duch uwięziony w ciele, będzie przekonany, że musi walczyć z własną cielesnością, jeśli chce być szczęśliwy.
Stwórca objawia nam nie tylko swoją miłość do nas, ale też
prawdę o nas. Bóg nas stworzył i On nas najlepiej rozumie. To właśnie dlatego
najbardziej całościową i realistyczną ze wszystkich koncepcji
antropologicznych, jakie pojawiły się w dziejach ludzkości, jest biblijna wizja
człowieka. Pismo Święte stwierdza, że człowiek to ktoś nieodwołalnie kochany
przez Boga i podobny do Boga, czyli zdolny do tego, by odpowiadać miłością na
miłość. To ktoś bezcenny w oczach Boga, kto nie ma granic w rozwoju, gdyż nigdy
nie będzie aż tak podobny do Boga w mądrości, miłości i świętości, by nie mógł
stać się do Niego jeszcze bardziej podobnym. Człowiek jest w stanie kierować
swoim postępowaniem w sposób rozumny i wolny, ale jest osłabiony duchowo na
skutek grzechów i słabości – swoich i innych ludzi.
Trwałe szczęście jest możliwe wtedy, gdy człowiek respektuje
prawdę o sobie i swoim powołaniu do świętości. Staje się tym bardziej
szczęśliwy, im bardziej doświadcza miłości Boga, im bardziej uczy się kochać na
podobieństwo Jezusa, im bardziej chroni swoją godność i bezcenność, im bardziej
pracuje nad swoim rozwojem, im bardziej korzysta z rozumności i wolności po to,
by kochać, im większą zachowuje czujność w obliczu własnych słabości i
zewnętrznych zagrożeń, a także w im bardziej radykalny sposób dąży do
świętości, czyli do stawania się coraz bardziej podobnym do Boga. Szczęśliwy, kto od Boga uczy się miłości
Kto poznaje Boga, ten coraz lepiej rozumie sposób, w jaki
Stwórca kocha człowieka. Być człowiekiem szczęśliwym to kochać jak Jezus, czyli
według tych zasad, których On nas uczy. Trwałe szczęście pojawia się tam, gdzie
człowiek przyjmuje prawdziwą miłość od Boga i gdzie z podobną miłością odnosi
się do siebie i bliźnich. Miłość, którą Jezus nas pierwszy pokochał i której
nas uczy, nie jest uczuciem, zakochaniem, tolerancją, akceptacją, „wolnym
związkiem” czy naiwnością. Miłość Jezusa to szczyt dobroci i mądrości. Ta Jego
miłość jest bezwarunkowa, wierna i ofiarna, a jednocześnie mądra, roztropna i
czasem twarda. Wyjaśnia nam to sam Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym
(por. Łk 15, 11-32). Mądrze kochający ojciec – który jest symbolem Boga – nie
wycofuje miłości wobec błądzącego syna. Nie zsyła na niego kar ani cierpień,
ale też nie przeszkadza synowi ponosić bolesnych konsekwencji błędów, które ten
syn popełnia. Ojciec wie, że na skutek osobistego cierpienia błądzący syn ma
szansę zastanowić się i odnaleźć drogę do szczęścia.
W postawie Jezusa zaskakuje to, że On, który każdego
człowieka kocha bezwarunkowo, nieodwołalnie i ofiarnie – aż do oddania życia –
każdemu okazuje tę miłość w inny sposób. Jezus uwzględnia fakt, że każdy
człowiek znajduje się w niepowtarzalnej sytuacji, ma sobie tylko właściwe
możliwości i ograniczenia oraz postępuje w specyficzny dla siebie sposób.
Właśnie dlatego nie byłoby drogą do szczęścia okazywanie miłości wszystkim
ludziom w taki sam sposób. Taka postawa byłaby raczej przejawem naiwności niż
miłości. Inaczej przecież okazuje się miłość dzieciom, a inaczej dorosłym;
inaczej ludziom zdrowym, a inaczej chorym; inaczej tym, którzy postępują
zgodnie z Dekalogiem, a inaczej tym, którzy krzywdzą siebie i innych.
Szczęśliwy, kto od Boga uczy się szczęścia
Bóg pomaga człowiekowi odróżniać to, co prowadzi do
szczęścia, od tego, co jedynie przyjemne. Przyjemność jest osiągalna dla
wszystkich, a radości doświadczają tylko niektórzy ludzie. Aby doznać chwili
przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać czy zaspokoić popęd. Do tego typu
zachowań zdolny jest każdy człowiek. Przyjemność jest pospolita, natomiast
radość jest arystokratyczna. Przyjemność można osiągnąć wprost, a radość jest
konsekwencją życia opartego na miłości, prawdzie i odpowiedzialności. Kto szuka
radości, ten jej nie znajdzie, bo nie szuka miłości, która prowadzi do
szczęścia. Przyjemność jest krótkotrwała. Poczucie sytości po posiłku czy
doznanie przyjemności seksualnej szybko przemija. Niektórzy ludzie dla chwili
przyjemności seksualnej zdradzają małżonka, łamią własną przysięgę czy zarażają
się śmiertelnymi chorobami. Wielu dla chwilowej przyjemności nadużywa alkoholu
czy sięga po narkotyk, wchodząc na drogę umierania na raty. Szukanie
przyjemności zawęża nasze pragnienia i aspiracje, a radość owocuje entuzjazmem
i umacnia wolność do czynienia dobra.
Trwałe szczęście pojawia się tam, gdzie człowiek przyjmuje
prawdziwą miłość od Boga i gdzie z podobną miłością odnosi się do siebie i
bliźnich Ci, którzy pragną żyć w radości i szczęściu, powinni czynić to,
co wartościowe, a nie to, co w danej chwili przyjemne. Powinni zachowywać
zasady Dekalogu i kochać. Człowiek poszukujący fizycznej przyjemności czy miłych
stanów emocjonalnych nie zazna trwałej radości. Radość płynąca z przyjaźni z
Bogiem i ludźmi sprawia, że z entuzjazmem podejmujemy nasze codzienne obowiązki
i że odnajdujemy w sobie siłę do mierzenia się z trudnościami. Gdy przeżywamy
radość, wtedy nawet nasze ciało staje się silniejsze i bardziej odporne na
choroby. Syn Boży przyszedł do nas właśnie po to, abyśmy mieli w sobie Jego
radość i aby nasza radość była pełna (por. J 17, 13).
Bóg daje szczęście wieczne
Każdy człowiek pragnie być szczęśliwy na zawsze. „Z
pewnością chcemy żyć szczęśliwie. Gdy szukam Ciebie, mojego Boga, szukam życia
szczęśliwego” (św. Augustyn). Jezus łączy szczęście doczesne ze szczęściem
wiecznym. Jedno i drugie jest ze sobą ściśle powiązane. Bycie szczęśliwym na
wieki to efekt godnego człowieka sposobu postępowania w doczesności. Jezus uczy
nas realizmu i wyjaśnia, że droga do szczęścia nie od razu jest drogą radości.
Czasem wydaje się raczej drogą do smutku i porażki niż do szczęścia.
Błogosławieni są bowiem ludzie ubodzy w duchu, smutni, cisi, pragnący
sprawiedliwości, miłosierni, czystego serca, wprowadzający pokój, cierpiący
prześladowanie dla sprawiedliwości, prześladowani i oczerniani, jeśli tylko
trwają przy Chrystusie (por. Mt 5, 3-12).
Człowiekowi szukającemu szczęścia Jezus wskazuje perspektywę
dalszą niż tylko teraźniejszość. Błogosławieństwa, które On ogłasza,
„odsłaniają cel życia ludzkiego, ostateczny cel czynów ludzkich: Bóg powołuje
nas do swojego własnego szczęścia” (KKK, 1719). Pełnią szczęścia będzie
oglądanie Boga twarzą w twarz na zawsze. Szczęście, które człowiekowi daje Bóg,
przekracza wszelkie wyobrażenie o szczęściu, gdyż „ani oko nie widziało, ani
ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy
przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Trwałe szczęście „wypływa
z darmo danego daru Bożego. Dlatego właśnie nazywa się je nadprzyrodzonym, tak
jak łaskę, która uzdalnia człowieka do wejścia do radości Bożej” (KKK, 1722).
Po grzechu pierworodnym warunkiem szczęścia jest nawrócenie.
„Obiecane szczęście stawia nas wobec decydujących wyborów moralnych. Zaprasza
nas do oczyszczenia naszego serca ze złych skłonności i do poszukiwania nade
wszystko miłości Bożej. Uczy nas, że prawdziwe szczęście nie polega ani na
bogactwie czy dobrobycie, na ludzkiej sławie czy władzy, ani na żadnym ludzkim
dziele, choćby było tak użyteczne jak nauka, technika czy sztuka, ani nie tkwi
w żadnym stworzeniu, ale znajduje się w samym Bogu, który jest źródłem
wszelkiego dobra i wszelkiej miłości” (KKK, 1723). To przede wszystkim od
naszych codziennych wyborów moralnych zależy to, czy otworzymy się na szczęście,
które przynosi nam Bóg.
ks. Marek Dziewiecki
Źródło: http://www.katolik.pl/czlowiek---poszukiwacz-radosci,23832,416,cz.html
__________________________________
Wszystkim czytelnikom bloga życzę
radości, radości, radości...
Ja też bardzo lubię czytać X. Dziewieckiego:-) A kiedyś byłam na sesji przez niego prowadzonej. Polecam!:-)
OdpowiedzUsuń