sobota, 9 lutego 2013

"Poza horyzonty" - Jasiek Mela

Jasiek Mela - obecnie 25-letni mężczyzna, polarnik, najmłodszy w historii zdobywca dwóch biegunów w ciągu jednego roku. Zdobywca Kilimandżaro oraz najwyższego szczytu Kaukazu. Stanął na mecie Maratonu Nowojorskiego (42 km), wspina się po skałkach, pływa, jeździ na rowerze, prowadzi samochód. Żyje pełnią życia. Co w tym dziwnego? Może to, że Jasiek w wieku 13 lat został porażony prądem. W wyniku tego wypadku stracił lewe podudzie i prawe przedramię. A jednak nie poddał się, nie załamał. Choć z pewnością łatwo nie było.

Powrót do życia następował powoli. Rówieśnicy chodzili na imprezy, przeżywali pierwsze miłości, a Jasiek uczył się akceptacji własnego niepełnosprawnego ciała. Uczył się chodzić o jednej kuli, bo drugiej nie był w stanie trzymać. Uczył się podstawowych czynności dnia, bez używanie jednej ręki i nogi. Ale udowodnił, że niemożliwe jest w nas. W naszych głowach. Że sami sobie stawiamy granice horyzontów, których nie potrafimy przekroczyć. I że często sami odmawiamy sobie prawa do marzeń. Obecnie Jasiek prowadzi Fundację "Poza Horyzonty".
We wstępie swojej książki tak pisze o sobie i swoim wypadku:


"Umiem sznurować buty, prowadzić samochód, robić na drutach, szyć na maszynie, zmywać naczynia, malować. Jeżdżę na rowerze, pływam, chodzę po górach. Raczej byłoby mi trudno strzelać z łuku, ale nie jest mi to potrzebne. gdybym musiał, pewnie był się nauczył.

Nie mam lewej nogi, a z prawej ręki została polowa przedramienia. To skutek wypadku - porażenia prądem.

Po wypadku spędziłam ponad trzy miesiące w szpitalu. gdy wróciłem do domu miałem poczucie, ze życie mnie omija. Oczywiście nikt nie mówił: "jesteś kaleką, spadaj". Ale nikt też nie zapraszał.

Minęło dużo czasu, zanim nauczyłem się przenieś z kuchni do pokoju kubek z herbatą czy samodzielnie zejść po schodach. Ale jeszcze więcej, zanim potrafiłem pomyśleć o sobie: Jestem spoko". Zanim na wrażenie, ze czegoś nie da się zrobić, zacząłem reagować buntem: "A właśnie, ze się da, udowodnię to".

Byli ze mną wówczas rodzice, którzy cały czas pokazywali mi, ze trzeba żyć i - co ważniejsze - można żyć pełnią życia nawet bez ręki i nogi.



Mama zorganizowała moje spotkaniem z Markiem Kamińskim, a on wpadł na pomysł wspólnej wyprawy na biegun północny. Być może, gdyby nie te wyprawy - potem zdobyliśmy też biegun południowy, wszytko potoczyłoby się inaczej.

Chociaż jednak jest tak, że nawet jeśli spotyka się Marka Kamińskiego albo samego Boga, to on tylko daje szansę. Przez lodową pustynię trzeba przejść samemu. A lodowa pustynią może być wszytko - dla osoby niepełnosprawnej przejście z pokoju do łazienki, dla zdrowej - decyzja o zmianie pracy.

Dzisiaj ja chcę pokazywać innym, że warto tę pustynie pokonać, podejmować wyzwania, nie przegapić swojej szansy. Dlatego założyłem Fundację Poza Horyzonty, która na co dzień zbiera pieniądze na protezy, a od święta organizuje dalsze i bliższe wyprawy. Dlatego też pisze tę książkę. Żeby dodać otuchy i zachęcić do działania.

A z tym wiązaniem butów to trochę się przechwalam. Umiem, owszem, ale zajmuje mi to mnóstwo czasu. Przeważnie wole poprosić o pomoc. Czego zresztą też musiałem się nauczyć".


Fragment opisujący sam wypadek:

"To był zwykły dzień. Ciepły, trochę pochmurny. Niedługo mieliśmy jechać z rodzicami na wakacje. Miałem wtedy trzynaście lat, skończyłem pierwszą klasę gimnazjum.
Siedzieliśmy z chłopkami na placu Kusocińskiego, jakieś 150 metrów od mojego domu w Malborku. To taki mały plac zabaw - są tam huśtawki, boisko do koszykówki, stół do tenisa stołowego. Na uboczu stoi mały budynek, transformator. tamtego dnia było nas kilku, graliśmy w ping-ponga. Nagle zaczął padać deszcz. Schowaliśmy się wszyscy pod daszek transformatora, ale nie przestawało padać, dlatego większość chłopców poszła do domów. zostałem ja i Patryk, kolega z klasy. On mieszkał daleko, więc głupio mi było go zostawić.
Ten transformator stał tam, odkąd pamiętam. Dzieciaki często bawiły się. biegając wokół niego. Duże, metalowe drzwi zazwyczaj były zamknięte na kłódkę, ale tamtego dnia było inaczej. Chłopcy mówili, że kłódki nie ma od co najmniej kilku dni, że ktoś tam nawet wchodził. Gdy więc zostaliśmy sami, schowaliśmy się do środki. Sądziłem, że zaraz przestanie padać, kumple wrócą i dzień będzie toczył się dalej. Wprowadziłem rowerem stanęliśmy pod ścianą i czekaliśmy. Wokół było kilka rozbitych butelek, widać przed nami urzędowali tam okoliczni pijaczkowie. Urządzenia elektryczne były zamknięte w boksach o ogrodzone siatką. Zza tej siatki dochodziły dziwne dźwięki, wiec niczego nie dotykaliśmy, gadaliśmy o jakichś głupstwach stojąc w miejscu.
Nagle poczułem, że przez moje ciało przepływa prąd. Nie czułem bólu. Miałem wrażenie, jakbym był w zawieszaniu. Obraz przede mną kręcił się jak w zepsutym telewizorze, a ja nie czułem nic. Trząsłem się i pojawiła się ciemność - straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, Patryka nigdzie nie było, wystraszył się i uciekł. Do dziś pamiętam zapach spalonego ciała,który unosił się w powietrzu. Nie miałem czucia w prawej ręce - była tuż przy brzuchu, próbowałem nią poruszyć, ale na próżno. Nie czułem też lewej nogi,  Wlokąc ją za sobą, poczłapałem do domu. Mamy takie grube drzwi na balkon. Kopnąłem je i wszedłem do pokoju. Tata się wściekł. Zaczął krzyczeć, że długo mnie nie było, ale jak się zorientował, że coś jest tak, przeraził się. Wziął mnie na ręce i zawiózł na pogotowie.
Byłem w szoku, dlatego nie czułem bólu. Dopiero w samochodzie  ból powoli, ale głęboko wypełniał mnie całego. Tak jakby ktoś wbijał we mnie grube szpilki, metodycznie w każdy punk na ciele. na pogotowiu  rozcięli mi tylko nogawkę i but. Pomyślałem wtedy: "szkoda tych butów, tak je lubiłem". Nie miałem pojęcia, ze zdejmują mi but razem ze skórą. Bolało strasznie - tego nie da się opisać. Podano mi zastrzyk przeciwbólowy, zapakowano w karetkę i pojechałem do szpitala w Gdańsku.

To był 24 lipca 2002 roku. Przez moje ciało przepłynęło 15 tysięcy woltów..."

Dziękuję Monice B. za opowieść o Jasiu. Dziękuję za 33 egzemplarze nadesłanych książek, które mogłam podarować grupie młodych ludzi. By w nich wzmacniać poczucie własnej wartości i przekonać ich, że maja prawo do marzeń. Że większość z tych marzeń jest w zasięgu ich ręki. Że trzeba tylko po nie sięgnąć.

Dziękuję Tobie, Jaśku, za świadectwo życia! Za lekcję pokory.

Jasiek Mela w programie Krzyztofa Ziemca "Prawdę mówiąc" - TUTAJ
Film "Mój biegun" - TUTAJ 

8 komentarzy:

  1. Cóż powiedzieć, wspaniały, dzielny młody mężczyzna :-)
    dddak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj książkę. Jest super! ;)

      Usuń
    2. Moje książki chyba rozmnażają się na półce, bo czytam i czytam i wciąż mam zaległości. Teraz przymierzam się do TWIERDZY WEWNĘTRZNEJ.
      ...ale jeśli się trochę odkopie z moimi dość trudnymi lekturami to może w ramach relaksu się skuszę.
      ...a na książkę Janka Meli kiedyś natknęłam się w księgarni i przeczytałam ten właśnie fragment który zamieściłaś.
      PS: Udanego tygodnia Alu!

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo. Ale od kogo życzenia? ;)

      Usuń
    4. Sorry alem zakręcona ;-)
      życzenia od:
      dddak

      Usuń
  2. Tylko brać przykład z chłopaka!
    Ania A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alu wszystkiego dobrego imieninowo, chocspóźnione to szczere życzonka od EŹ JAKIEGO MASZ TERAZ MAILA bo pisałam kilka razy i nie odpsałaś pa pa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Edytko za pamięć i życzenia.
      Jeśli chodzi o adres mailowy to możesz pisać na dn.

      Usuń