W tygodniku Niedziela znajduje się bardzo dobry wywiad z Panią Ewą Fus-Kubacką na temat zagrożeń duchowych. Ewa jest socjoterapeutą i doświadczonym realizatorem
programów psychoedukacyjnych dla młodzieży i osób dorosłych. Posiada certyfikat
Polskiego Stowarzyszenia Psychologów Praktyków. W swojej pracy spotyka się ze żniwem jakie niosą za sobą współczesne trendy - kinezjologia, joga, manga, anime, etc. Na spotkaniach Dzielnych Niewiast prowadzi warsztaty pracy z emocjami (TUTAJ). Wywiad zamieszam w całości:
MAŁGORZATA CICHOŃ: - Dlaczego zaczęłaś zajmować się
zagrożeniami duchowymi dzieci i młodzieży? EWA FUS-KUBACKA: - Ponieważ sama nieświadomie zaangażowałam
się w metodę okultystyczną! Zrobiłam pierwszy stopień kursu kinezjologii
edukacyjnej. Pewne rzeczy mnie dziwiły, czułam zmieszanie, kiedy pokazywany był
np. tzw. test mięśniowy.
Zostałam zaproszona na kurs drugiego stopnia. Ukrywano treść dalszego programu, ale ja nie byłam czujna i poszłam na te zajęcia. Mało tego - zorganizowałam warsztaty z pierwszego stopnia w mojej szkole! Potem zauważyłam, że niektóre ćwiczenia mają elementy hinduizmu np. mudry. Gdy już dostałam skrypt do ręki, okazało się, że wiele treści tej metody związanych jest też z medycyną chińską, z ideologią meridianów. Wszystko to podawane było po kawałku, w zakłamany sposób.
Zostałam zaproszona na kurs drugiego stopnia. Ukrywano treść dalszego programu, ale ja nie byłam czujna i poszłam na te zajęcia. Mało tego - zorganizowałam warsztaty z pierwszego stopnia w mojej szkole! Potem zauważyłam, że niektóre ćwiczenia mają elementy hinduizmu np. mudry. Gdy już dostałam skrypt do ręki, okazało się, że wiele treści tej metody związanych jest też z medycyną chińską, z ideologią meridianów. Wszystko to podawane było po kawałku, w zakłamany sposób.
- Co zrobiłaś, gdy się zorientowałaś, że coś tu nie gra?
- Skontaktowałam się z o. Aleksandrem Posackim SJ
(europejski konsultant egzorcystów - przyp. red.), który badał tę metodę pod
kątem zagrożeń duchowych. Bardzo mi pomógł, zwracając uwagę na zagrożenia
duchowe w edukacji i terapii. Potem w Warszawie odbyła się konferencja, podczas
której naukowcy udowodnili, że kinezjologia edukacyjna nie opiera się na nauce
- materiały z tej konferencji opublikował Instytut Badań Edukacyjnych. Martwi
mnie, że ta metoda nadal wykorzystywana jest w pracy z dziećmi, także z
niepełnosprawnymi. Osoba dorosła ma szansę się obronić, ponieważ posiada zmysł
krytyczny, dzieci go nie mają.
- W edukacji sięga się po metody, które są szkodliwe?
Dlaczego?
- Pęd do sukcesu, rywalizacja, rankingi szkół - wszyscy chcą
uczyć się szybko i skutecznie. Żyjemy w kulturze nadczłowieczeństwa! Świat nie
znosi cierpienia, braku, a nawet umiaru! W rywalizacji nie ma miejsca na
budowanie relacji, a w życiu trzeba też nauczyć się przegrywać. Tymczasem
naczelna zasada antropocentryzmu i New Age to: „Mogę stać się bogiem i być
samowystarczalny”. Gdy na to nałoży się duża rywalizacja w szkole, młodzież
idzie na skróty. Dlatego korzysta z NLP (neurolingwistyczne programowanie -
przyp. red.), metod szybkiego czytania czy uczenia języków obcych sposobem
SITA. Często używa się tam technik rzekomo uruchamiających niewykorzystane
obszary naszego mózgu, a w rzeczywistości są to niebezpieczne techniki
transowe. Metody „szybko działające” bywają, niestety, podpowiadane przez nas,
nauczycieli, i wymuszane na dzieciach przez rodziców.
- To przykre… Czemu nauczyciele nabierają się na tak
wątpliwe oferty?
- Często powodem jest nasza cecha, żeby się ciągle
dokształcać, usprawniać, rozwijać, zamiast zatrzymać się na relacji i spokojnie
prowadzić ucznia. Odkąd powstały gimnazja, nauczyciel dostaje uczniów na 3 lata
i ma ich przygotować do egzaminu, nie znając ich! A wcześniej miał perspektywę
całości! Czasami też przychodzą mody, które powodują, że szkoła przestaje żyć
tym, czym żyć powinna. Np. w szkolnych gabinetach ma miejsce „wspomaganie”
ucznia przez psychologa z zastosowaniem mandali, biofeedbacku czy relaksu w
stanie alfa. Nauczyciele obligowani są do doskonalenia, realizując stopnie
zawodowe. Wchodzą w alternatywne metody (np. Silvy, tai-chi, superlearning,
relaksację), które nie były przedmiotem ich studiów, ale robią to ze względu na
wymogi, żeby poszerzyć kompetencje i zaliczyć awans. Gdyby dyrektorzy
reagowali, powiedzieli, co jest wartościowe, a co nie, byłoby lepiej. Ale sami
też często tego nie wiedzą.
- Na co jeszcze nauczyciele powinni zwrócić uwagę?
- Na firmy przychodzące z ofertami zajęć dla dzieci.
Ostatnio czujny dyrektor jednej ze szkół nie zgodził się na spotkanie z
rodzicami, zaproponowane przez przedstawicieli ośrodka, który organizował dla
dzieci zajęcia szybkiego zapamiętywania. Mimo rekomendacji Kuratorium Oświaty
dyrektor stwierdził, że program tych zajęć był sformułowany zbyt ogólnie, bez
podania technik i metod. Poza tym powinniśmy zwrócić większą uwagę na symbole
okultystyczne, których używają młodzi ludzie. Szkoły nie pozwalają na używanie
symboliki klubów sportowych, dobrze by było, by nie godziły się na symbolikę
satanistyczną czy tatuaże. W szkole, w której pracuję, reguluje to odgórnie
statut. Ogólnie nauczyciele niechętnie reagują na zagrożenie duchowe. Myślę, że
wynika to z ich małej znajomości tych zagadnień i związanego z tym lęku.
Równocześnie coraz więcej nauczycieli bierze udział w spotkaniach i
konferencjach poświęconych tym tematom. Nie widzę powodu, dlaczego by nie
rozmawiać o tych wartościach z uczniami. Uważam, że dobrą rolą szkoły byłoby
dbanie również o bezpieczeństwo duchowe uczniów.
- Czy w sprawie zagrożeń duchowych interweniują rodzice?
- Tak, rodzice w jednej z krakowskich szkół domagali się
usunięcia z listy lektur „Harrego Pottera”. O zagrożeniach książki można
przeczytać w publikacji Gabriele Kuby: „Harry Potter - dobry czy zły”, na końcu
której jest nota kard. Ratzingera (przyszły papież pisze w niej m.in.:
„Dziękuję bardzo za pouczającą książkę. Dobrze, że wyjaśnia pani sprawę
Harry’ego Pottera, ponieważ jest to subtelne uwiedzenie, które oddziałuje
niepostrzeżenie, a przez to głęboko, i rozkłada chrześcijaństwo w duszy
człowieka, zanim mogło ono w ogóle wyrosnąć” - przyp. red.). Skorzystali z
zasady, że rodzic ma naturalne prawo ingerowania w program nauczania, gdy ten
wzbudza w nim niepokój. A przynajmniej może skierować pytania na ten temat. Nie
chodzi o to, by kontrolować nas, nauczycieli czy krytykować dyrektywy, tylko
żeby współpracować.
- A co z zajęciami pozalekcyjnymi?
- Szkoły, zmuszone trudnościami finansowymi, zapraszają
organizatorów zajęć, które nie są weryfikowane. Przykre jest to, że pozwalają
na rozwieszanie plakatów reklamujących sztuki walki, np. aikido czy capoeirę.
Mało tego - daje się miejsce na treningi w tych dyscyplinach. Podobnie jest z
konwentami miłośników mangi. Ogarnęło mnie też zdumienie i zasmucenie, kiedy
zobaczyłam ofertę zajęć krakowskiego Centrum Rozwoju Com-Com Zone, zarządzanego
przez Stowarzyszenie „U Siemachy”, a w niej zaproszenie na jogę dla uczniów i
nauczycieli w promocyjnych cenach!
- Są też szkoły i przedszkola, których należałoby wręcz
unikać...
- Szkoły waldorfskie są najgroźniejsze. Cały ich
światopogląd opiera się na antropozofii. Zakłada chrześcijaństwo, ale uznaje
też reinkarnację, co jest typowe dla New Age. Rudolf Steiner, twórca tej
pedagogiki, był gnostykiem i okultystą. Papież Benedykt XV w 1919 r. zabronił
katolikom przynależności do towarzystw antropozoficznych. Bardzo niebezpieczna
jako przedmiot jest w szkołach waldorfskich eurytmia, która naraża dzieci na
reakcje pozazmysłowe i otwiera na świat demoniczny. Zastanawiające dla rodziców
może być to, że nie ma w tych szkołach podręczników, nie można poznać programu,
wszystko jest inicjowane, stopniowane.
- Z jakich najczęściej powodów sami uczniowie wchodzą w
zagrożenia duchowe?
- Po pierwsze, szukają zaspokojenia swoich potrzeb miłości, uznania,
przynależności, akceptacji. Jeśli nie mają mocnej więzi z rodzicami, odnajdą te
wartości w grupie rówieśniczej. Gdy jest to np. grupa zainteresowana
ezoteryzmem lub nawet wręcz satanizmem czy spirytyzmem, staje się zagrożeniem.
Nawet jednorazowe wzięcie udziału w rycie satanistycznym lub w seansie
spirytystycznym otwiera drogę do naprawdę niebezpiecznych rzeczywistości
duchowych. Innym powodem jest osamotnienie młodego człowieka, dramatyczna
potrzeba wydobycia się z pustki egzystencjalnej, ale najczęstszym -
zaciekawienie, pęd do poznania, który jest w tym wieku naturalny.
- Pan Bóg ma pomysł na nasz rozwój?
- Jezus ma dużo pięknych perspektyw dla naszego życia, także
na nasz rozwój. Nieraz pęd do doskonalenia wynika z tego, że nie uznajemy
krzyża, nie uważamy go za chwalebny. Jeżeli się pozna drogę chrześcijaństwa,
nie ma miejsca na metody, które mu zaprzeczają. Bywa, że w szkołach kultywuje
się pogańskie czy spirytystyczne zwyczaje, takie jak halloween czy wróżenie
podczas andrzejek, wiarę w horoskopy. Wróżenie zakłada, że są jakieś siły,
które wyznaczają nam przyszłość. Tymczasem determinacja i fatalizm to cecha
diabła, a nie Pana Boga. Bóg chce naszego rozwoju!
Źródło: http://www.niedziela.pl/artykul/60592/nd/Rozwijajmy-sie-zamiast-rywalizowac
Takie ćwiczenia organizowane są w szkole podstawowej i proponowane jako dobre. Nikt nie mówi jakie sa skutki takich ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńDzielne Niewiasty do boju . !
OdpowiedzUsuń