Antoine de Saint-Exupéry, francuski pisarz i lotnik, na kartach niedokończonego za życia dzieła "Twierdza", dzieli się z nami jedną z największych i najpiękniejszych przygód swojego życia - poszukiwaniem i spotykaniem Boga. Pewnego dnia, gdy doświadczył rozczarowania i poczucia osamotnienia wybrał się w góry, aby się pomodlić. Odczuł ogromną, intensywną tęsknotę za Bogiem.
Gdy był już wysoko, zauważył kruka, siedzącego
na jednym z drzew. Zaczął tak mówić do Boga:
"Panie, potrzebuję jakiegoś
znaku. Rozkaż, aby w chwili, gdy skończę się modlić, ten kruk odleciał. Będzie
to jak zwrócone ku mnie spojrzenie czyichś oczu i poczuję, że nie jestem sam na
świecie. Połączy mnie z Tobą choćby mglista ufność. I przyglądałem się krukowi.
Ale ptak siedział bez ruchu. Wtedy pochyliłem się ku skalnej ścianie. Panie -
powiedziałem - niewątpliwie masz rację. Gdyby kruk odleciał, mój smutek byłby
jeszcze większy. Gdyż taki znak mogę otrzymać od kogoś równego sobie, a zatem
tak jakby od siebie samego. Byłoby to więc znowu odbicie mojego pragnienia. I
znowu spotkałbym tylko własną samotność. Pokłoniwszy się do ziemi wróciłem tą
samą drogą. I wtedy moja rozpacz zaczęła ustępować nieoczekiwanej i szczególnej
pogodzie ducha. Po raz pierwszy pojąłem, że nauka modlitwy jest nauką ciszy. I
że miłość zaczyna się dopiero tam, gdzie nie ma oczekiwania na dar".
"Kiedy ufam Bogu nade wszystko, wtedy nade wszystko chcę, by
Jego pragnienia stały się moimi. Modlitwa to uzgadnianie z Bogiem wspólnych
marzeń i pragnień. Kiedy rozmawiam z Bogiem, wtedy On pozwala mi zrozumieć Jego
wolę w każdej sytuacji. Nawet wtedy, gdy we mnie była dotąd niepewność lub gdy
— jak Szaweł — byłem szczerze przekonany, że pełnię wolę Boga, podczas gdy w
rzeczywistości pełniłem jedynie moją wolę.
Kochać Boga nade wszystko to być Mu posłusznym nade wszystko
i czynić to z największą radością. To w każdej sytuacji ufać bardziej Bogu niż
ludziom. Co więcej, to w każdej sytuacji ufać bardziej Bogu niż samemu sobie:
niż własnemu ciału, własnym emocjom, własnym sposobom myślenia. Kochać Boga to
znaczy powiedzieć: Ty, Boże, nie tylko mnie kochasz, ale Ty najlepiej mnie
rozumiesz i Ty podpowiadasz mi najlepszą dla mnie drogę życia. Ty masz rację.
Ty zawsze masz rację. Wszystkie Twoje przykazania są słuszne. One są światłem
dla mego umysłu i radością dla mego serca. Kocha Boga ten, kto odkrył, że
szukanie i pełnienie woli Stwórcy prowadzi do zaskakującej radości w
doczesności i do niewyobrażalnej radości w wieczności.
Pierwszym owocem i jednocześnie sprawdzianem tego, że
naprawdę kocham Boga i że kocham Go nade wszystko, jest to, że coraz bardziej
staję się niezależny od ludzi. Kto czuje się w rękach Boga jak małe, bezradne i
bezbronne dziecko, ten okazuje się mocarzem pośród ludzi. Gdy kocham Boga nade
wszystko, wtedy staję się niezależny nie tylko od ludzi, ale tym bardziej staję
się niezależny od rzeczy tego świata. Gdy Boga stawiam na pierwszym miejscu,
wtedy wszystko w moim życiu wraca na właściwe miejsce. Wtedy wiem już z całą
pewnością, że nic, co znajduje się na tej Ziemi, nie wystarczy, by nasycić
pragnienia mego serca i zaspokoić horyzonty mego umysłu.
Gdy kocham Boga nade wszystko, wtedy osiągam także tę
najbardziej błogosławioną — a jednocześnie najtrudniejszą do osiągnięcia w
doczesności! — niezależność, jaką jest niezależność od samego siebie, a zatem
niezależność od mojego ciała, które chce mną rządzić, od moich przeżyć
emocjonalnych, które chcą mnie sobie podporządkować, od moich rozterek
intelektualnych, duchowych czy moralnych, które czasami usiłują sparaliżować
moje działanie i odebrać mi radość istnienia. Kto kocha Boga nade wszystko, ten
staje się zależny tylko od Niego: od Jego prawdy i od Jego miłości. A to jest
jedyna zależność, która przynosi człowiekowi pełną wolność. Powyższą prawdę potwierdza
tysiące — jakże podobnych! — historii tych młodych ludzi, którzy odeszli od
Boga, gdyż sądzili, że w ten sposób zachowają niezależność. Tacy ludzie —
podobnie jak syn marnotrawny — stają się zależni od tego świata: od ludzi i
rzeczy, od ciała i emocji, od lęku lub agresji, od alkoholu i popędów. Im dalej
odchodzi ktoś od Boga, tym bardziej i tym szybciej zbliża się do cierpienia i
popada w jakieś zniewolenie. Z kolei ci ludzie, którzy kochają Boga nade
wszystko, znacznie łatwiej potrafi ą oprzeć się negatywnemu naciskowi grupy czy
mody. Potrafi ą też zachować niezależność w myśleniu i działaniu. Widać to
zwłaszcza u dziewcząt, które z natury bardziej niż nastoletni chłopcy wrażliwe
są na więzi z innymi ludźmi. Kontakt z innymi ludźmi przeżywają na zasadzie
przynależności i współzależności, podczas gdy chłopcy szukają raczej
niezależności i pragną podkreślać swoją odrębność".
Źródło: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/zwyklym_jezykiem_07.html
I jeszcze fragment artykułu ks. Marka Dziewieckiego o modlitwie:
I jeszcze fragment artykułu ks. Marka Dziewieckiego o modlitwie:
"Dojrzała modlitwa zaczyna się od nasłuchiwania Boga w ciszy.
Przynosi wtedy zaskakujące odkrycia, odsłania nieznane dotąd prawdy, uczy
patrzenia w głąb, pomaga w nowy sposób zrozumieć samego siebie oraz tajemnicę życia i
miłości, obdarowuje Bożą mądrością. Taka modlitwa staje się prawdziwym
spotkaniem. Spotkaniem z Miłością. Dlatego przynosi jedyną radość, która jest
prawdziwa - tą niespodziewaną. Po spotkaniu z Bogiem wracamy wprawdzie tą samą
drogą do domu ale my sami jesteśmy już przemienieni: stajemy się zdolni chronić
w nas i wokół nas Bożą miłość i prawdę.
Modlitwa jest prawdziwym spotkaniem, w którym Bóg uczy nas
najważniejszych prawd i wartości. Dopiero wtedy możemy my sami zacząć mówić do
Boga, aby wypowiedzieć naszą miłość ku Niemu, naszą wdzięczność i radość. A
także nasz niepokój, ból, nasze wątpliwości i pytania. Bardzo zachęcam
Czytelników, by każdego wieczoru znaleźli chociaż kilka minut czasu, aby
opowiedzieć Bogu o tym, co działo się w nas tego dnia. Mamy wtedy szansę, by
zrozumieć lepiej sens wydarzeń, spotkań i doświadczeń, które przeżyliśmy.
Łatwiej wtedy o dojrzalsze pokierowanie życiem następnego dnia.
Nawrócić się to nauczyć się kochać
Słuchając Boga w czasie modlitwy mamy szansę lepiej poznać i
zrozumieć nasze powołanie do życia w miłości i prawdzie a opowiadając Mu o tym,
co się w nas dzieje, możemy głębiej i uczciwiej spojrzeć na nasze obecne życie.
Taka modlitwa staje się początkiem nawrócenia. Nawrócenie bowiem zaczyna się od
refleksji nad własnym życiem w obliczu Boga. Bez refleksji nie sposób zmienić
życia. Sama jednak refleksja nie wystarczy. Gdyby bowiem nie była to refleksja
dokonana wobec Boga, to prowadziłaby raczej do rozpaczy i rezygnacji niż do
nawrócenia. Bardzo wymowny jest tu przykład Judasza. Uznał on szczerze swój
grzech: "zdradziłem niewinnego". Ale pozostał sam z bolesną prawdą o
sobie. Rezultatem była desperacja i samobójstwo.
Jakże inaczej zachował się Piotr. On też bardzo się sobą
rozczarował: ze strachu zaparł się ukochanego Mistrza. Ale Piotr, w
przeciwieństwie do Judasza, nie tylko uznał prawdę o sobie ale szedł z nią do
Chrystusa, chociaż musiało go to wiele kosztować. Kiedy skrzyżowały się ich
spojrzenia, Piotr raz jeszcze upewnił się o Bożej miłości. Miał wtedy siłę, by
gorzko zapłakać i stać się odtąd silnym jak skała świadkiem Zmartwychwstałego.
Owocem dojrzałej modlitwy jest więc wysiłek nawrócenia.
Prawdziwe nawrócenie zaczyna się od uznania prawdy o sobie w obliczu Boga i od
głębokiego żalu za popełnione grzechy. Ale to jest dopiero początek nawrócenia.
Wymaga ono następnie szczerej decyzji i wysiłku, by już więcej nie grzeszyć a
także by zadośćuczynić tym, których się skrzywdziło. Ale i to nie wystarczy.
Nawrócić się w pełni to znaczy nauczyć się kochać. Unikanie
grzechów to zbyt mało, gdyż naszym powołaniem jest coś znacznie większego:
życie w miłości i prawdzie. Ponadto tylko wtedy, gdy kochamy, mamy realną
szansę, by już więcej nie grzeszyć. Innymi słowy nawrócić się to odkryć, że
uczciwa i szczera miłość jest najkrótszą drogą do pełni życia, do bogatej
samorealizacji, do szczęścia na miarę najgłębszych tęsknot ludzkiego serca.
Istnieją oczywiście mniej wymagające drogi życia ale nie dają one takiej
satysfakcji. Przeciwnie, przynoszą rozczarowanie a czasem dramatyczne
cierpienie. Człowiek nawrócony to ten, kto zszedł z błędnych dróg nie ze
strachu przed złem lecz dlatego, że zafascynował się miłością i prawdą.
Ty, Boże, masz rację!
Owocem nawrócenia jest pojednanie z Bogiem. To coś więcej
niż tylko uznanie przed Nim własnej winy i żal za grzechy. Pojednać się z
Bogiem to odkryć, że On ma rację. Tego nie można powiedzieć o żadnym człowieku,
gdyż nikt z ludzi nie ma pełnej racji. Tylko Bóg. Pojednać się z Bogiem to
słuchać Go bardziej niż ludzi i niż siebie samego. Zawsze. Także wtedy, gdy
stawia to ogromne wymagania. Także wtedy, gdy czegoś nie rozumiem, gdy ludzie
wokół mnie sprzeciwiają się Bogu. Pojednać się z Bogiem to uczynić Go jedynym Panem
własnego życia i postępowania.
Pojednanie z Bogiem owocuje pojednaniem z ludźmi. A to
oznacza najpierw pojednanie z samym sobą. Kto bowiem nie pojedna się ze sobą,
ten nie jest w stanie pojednać się z innymi. Pojednanie z samym sobą oznacza
najpierw przebaczenie sobie własnych błędów i wyrządzonych krzywd. Nie chodzi
tu jednak o pobłażliwość czy naiwność. Nie chodzi o przebaczenie sobie po to,
by nadal postępować tak, jak dotąd, lecz po to, by stworzyć szansę na nową
teraźniejszość, by nie pozostawać do śmierci niewolnikiem przeszłości. Człowiek
pojednany z samym sobą pamięta nadal swoją przeszłość ale po to, by wyciągać z
niej wnioski a nie po to, by się nadal potępiać, zniechęcać czy popadać w
rozpacz. Człowiek pojednany ze sobą stawia sobie jasne wymagania moralne, gdyż
zrozumiał, że inaczej nie może mieć nadziei na nową przyszłość. Człowiek
pojednany ze sobą obejmuje siebie i swoją teraźniejszość w duchu prawdy a
jednocześnie z przyjaźnią i cierpliwością. A wszystko to czyni mocą więzi z
Bogiem a nie w oparciu o własną siłę czy doskonałość. Całość: http://www.katolik.pl/488,416.druk
Bardzo dobre są te artykuły i fragment książki też zachęcający do przeczytania jej w całości.
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
aga
Artykuły dobre. Piękne. Książkę "Twierdza" chętnie przeczytałabym. Jeśli któraś z dzielnych posiada, chciałabym pożyczyć. Maria
OdpowiedzUsuńPolecam wypożyczenie książki z biblioteki-mają tę pozycje. Nie wiem czy korzystasz z biblioteki, bo ja tak, w Krakowie jest ich bardzo dużo(wyczytałam w księdze gości ,że Jesteś z Krakowa) Nie wiem z której części Krakowa Jesteś, ale np. w Nowej Hucie jest ich chyba 11.
UsuńPozdrawiam:)
aga
ps. jeśli chcesz chętnie ją dla Ciebie pożyczę i przyniosę na spotkanie kwietniowe, jeśli będziesz?