piątek, 12 września 2014

Kiedy patrzę w lustro...

"Dla niektórych jest to wygląd, twarz, barwa głosu, nogi, choroba. Czasem coś, czego nie ma, np. amputowana kończyna albo zdolności. Dla innych jest to historia życia, wspomnienia o trudnych wydarzeniach lub obecna sytuacja życiowa. Czasem cechy charakteru, nieumiejętność radzenia sobie w życiu (np. ze stresem), sposób postępowania wobec innych. To wszystko ma wspólny mianownik: kiedy patrzę w lustro albo z kimś rozmawiam i przypomnę sobie o tym – wtedy dochodzę do wniosku, że jest ze mną źle, a przynajmniej mogłoby być lepiej. A to oznacza brak akceptacji siebie, czyli problem. Bardzo bolesny. I na tym się nie kończy (...) Nieakceptacja siebie to taka długa, wąska szpila. Wąska, bo dotyczy tylko kilku lub jednej rzeczy. Długa – bo sięga najgłębiej – aż do naszego serca. Na tym etapie udało nam się zlokalizować problem i przyznać, że on nas boli i męczy. Co zrobić, żeby wyrwać tę szpilę, żeby zamknąć furtkę i nie dać się obezwładnić złemu duchowi? Co zrobić, żeby zacząć akceptować siebie, być wdzięcznym Bogu i cieszyć się życiem?".

Odpowiedzi na te pytania przynosi dalsza część artykułu ks. Wojciecha Werhuna SJ (tutaj), który dotyka ważnego obszaru naszego życia związanego ze sztuką akceptacji siebie oraz zgubnymi skutkami jej braku. Warto przeczytać. I może spróbować zmierzyć się z tym pytaniem:
"Kiedy patrzę w lustro, widzę...?".
Życzę Wam, byście z pełnym przekonaniem  potrafiły dostrzec w nim piękną, mądrą, wartościową kobietę. Byście popatrzyły na siebie tak, jak Bóg na nas patrzy, doceniły siebie tak, jak On nas docenia, obdarzyły szacunkiem, jakim On nas darzy. I usłyszały słowa, które do nas mówi:
"«Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź!" (Pnp 2,10).
A to dla tych z Was, do których oprócz słów, przemawiają także dźwięki załączam - tutaj.
(fot.imgfave.com)



12 komentarzy:

  1. "Kiedy patrzę w lustro, widzę..." - to wciąż trudne dla mnie pytanie. Uczę się akceptacji siebie i patrzenia na siebie wg. Bożego zamysłu. Historia mojego życia wcale w tym nie pomaga. Ale wiem, że Pan Bóg może wszystko. Może uzdrowić to, co wciąż jest raną. Przyjdź Panie Jezu. Peśń "Powstań przyjaciółko ma" powinnam słuchać codziennie

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jest artykuł tego księdza i warto go przeczytać! nawet kilka razy.
    A bajka o mleczach, kończąca artykuł...idealnie pasująca do mnie;)))
    Przyjemnej lektury;)
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry tekst. Jakiś czas temu odkryłam,że wiele moich problemów ma właśnie źródło w tym,że nie akceptuję siebie, swojej przeszłości....Próbuję powstać, ale wciąż nie mogę... i słyszę w sobie tylko: "jesteś do niczego"', "nic ci nie wychodzi".......Mimo,że staram się usłyszeć słowa Pana, nie umiem cieszyć się swoim życiem........Boże pomóż inaczej na to wszystko spojrzeć, uzdrów moje rany, pomóż mi zaakceptować siebie taką jaka jestem.Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa dla Ciebie piosenka (jeśli nie znasz angielskiego, to powinny być polskie napisy)
      http://youtu.be/Xjw5cva8ADA
      Bóg kocha nas takimi, jakie jesteśmy i ON się nie pomylił!!!
      I jeszcze Słowo Boże dla Ciebie.
      "Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”
      Aga;)

      Usuń
    2. Dzięki.Piękna piosenka, ale rzeczywiście nie znam angielskiego i nie było polskich słów. Melodia uspokajająca. Co do reszty to czuję,że Bóg kocha mnie taką jaka jestem, ale wciąż jest w moim wnętrzu coś, czego nie da się wyrzucić...coś co mnie przygniata... Dziś np. myślałam o śmierci, ona by rozwiązała wiele spraw.....Czy jetem mocna przez swoje słabości, niektórzy mówią,że tak, ale ja wewnątrz czuję taką pustkę, taką niemoc.... Ewa

      Usuń
  4. Przypomniało mi się jeszcze, że mogę polecić w tym miejscu, rozważania o.A.Pelanowskiego pt."Jak pokochać własne życie." Przesyłam stronę na której są te rozważania.
    http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelan_mp3.html-tam znajduje się jeszcze wiele innych konferencji o.Augustyna. Bardzo lubię Go słuchać i czytać Jego książki.
    Dobrych wyborów, przemyśleń....;)
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Agnieszko, ja chętnie posłucham konferencji o. Augustyna.

      Usuń
  5. Ja też dziękuję za link do tych konferencji. Ojciec Augustyn Pelanowski jest wyjątkowym kapłanem. Już niejeden raz mi pomógł.

    OdpowiedzUsuń
  6. Patrze w lustro i.. - dawniej nie wiedziałam nic szczególnego, ale teraz widzę piękną, ciekawą, atrakcyjną kobietę;) Pan Bóg uzdrawia moje serce i dusze, a przez to uzdrawia moje postrzeganie siebie. On mnie stworzył, On się nie pomylił. Jestem, bo On chciała abym była. Ty też jesteś dlatego, że On chciał abyś była. Jesteś kochana. Jesteś potrzebna. Jesteś piękna swą kobiecością. Chwała Panu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę Wam,że umiecie tak na siebie patrzeć. Nie wiem zupełnie dlaczego, ale ja wciąż nie dostrzegam w sobie żadnego piękna. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdyby Facetowi mówić, że jest zaradny, silny i odpowiedzialny, a nikt nie dałby mu żadnego zadania ani funkcji, to nic mu po tych pochwałach. Co mu po zdolnościach, kiedy nie może działać?! Piszę o tym, bo jako Kobieta czuję się podobnie. Moje piękno wewnętrzne i zewnętrzne ma dla mnie znaczenie o tyle, o ile jest środkiem do DOBRYCH RELACJI. Nawet jeśli słyszę wiele komplementów( i sama je sobie prawię, aby pokonać niskie poczucie wartości), ale nie mam przyjaciół i fajnych znajomych - to własne zalety wydają mi się niewiele warte. Tak jak poczucie siły u Faceta, jeśli nie może jej zużyć w działaniu...Może tu tkwi przyczyna ,że wiele Kobiet nie może uwierzyć w swoją wartość? Bo skoro dalej czują się samotne....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o komplementy czy puste słowa (prawić sobie komplementy, by walczyć z niskim poczuciem wartości???). Chodzi raczej o głębokie doświadczenie wewnętrznego piękna i spojrzenie na siebie tak, jak Bóg na nas patrzy. Doświadczenia Jego miłości i ogromnego obdarowania oraz wdzięczności za to obdarowanie. Bez względu na to w jakich relacjach z innymi nas osadza. A odnośnie faceta - jeśli jest silny i odpowiedzialny to sam sobie poszuka odpowiedniego zadania, a nie będzie czekał aż mu ktoś łaskawie je znajdzie i powierzy. Natomiast jeśli już działa to nie widzę przeszkód, by tego nie docenić także werbalnie;) Ja lubię doceniać pracę wykonaną przez mężczyzn i lubię im o tym mówić;)

      Usuń