Kiedy w wakacje 2011r. zadzwonił do mnie o. Paweł z pytaniem, czy nie chciałabym pisać bloga dla singli, zaniemówiłam. Kompletnie nie wiedziałam, o co chodziło. Nie było wcześniej żadnej rozmowy, żadnej sugestii ani wzmianki na ten temat. 'Dziwne...' - pomyślałam... Pisać bloga oczywiście nie chciałam. Z kilku powodów. Po pierwsze, kompletnie nie miałam pojęcia jak się to robi i z jaką skalą trudności jest to związane. Po drugie, nie lubię spędzać czasu przed komputerem w jakiejkolwiek formie. A po trzecie, na stworzenie czegokolwiek trzeba mieć jakąś wizję, ja jej wówczas nie miałam.
Drugie pytanie, które ojciec mi zadał było bardziej przyziemne - czy czytałam książkę Anielskie single. Odpowiedziałam, że nie. Na co usłyszałam: 'to przeczytaj'. Zaintrygowało mnie to. Na drugi dzień książka była przeczytana. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z ciekawszych pozycji, na jaką trafiłam w życiu. Poniżej kilka słów o książce (ze strony wydawnictwa HomoDei).
"Nawigując po burzliwym morzu ludzkich emocji, dotykając tematów
takich jak: 'Żadnego seksu w wielkim
mieście', 'Samotność chodzi po ludziach' czy 'Randki po dacie ważności',
Cummings opowiada, w jaki sposób osoba wierząca może poradzić sobie w wielu
konkretnych sytuacjach codziennego życia singla oraz nie zagubić się w
relacjach damsko-męskich. Mądra, zabawna, a czasami
wzruszająca przynosi zaskakująco świeże
spojrzenie na rzeczywistość 'samotnych-poszukujących', pragnących wytrwać przy
wyznawanych wartościach w społeczeństwie, w którym wszystko jest dozwolone"- czytamy na stronie wydawcy.
'Gorzki napój'
Wczoraj byłam bardzo szczęśliwa. Ja
i wszystkie moje manatki zmieściliśmy się do autka mojego brata, muzyka na Mszy
była fantastyczna, a w moim ulubionym sandwich barze Darwin’s Ltd w zasadzie
nie było kolejki. Jazda z Massachusetts przez New Hampshire i Vermont
był chłodna i przyjemna, a moje serce pęczniało od miłości, kiedy
przekraczaliśmy granicę z Kanadą.
Teraz jestem w Montrealu,
gdzie osiadł mój brat, siedemnastowiecznym mieście z pokaźną anglojęzyczną
mniejszością oraz łańcuchem przepięknych starych budynków i sklepów.
Wzdłuż mojej ulubionej ulicy, rue St-Denis, biegnie ciąg kawiarni, butików
i barów. Usiadłam z bratem na tarasie w „L’Amère à Boire”. L’amère
à boire oznacza „gorzki napój”, ale tu piwo z pewnością gorzkie nie
było. Było pyszne. Kiedy dotarłam do domu brata, myślałam o koncepcji
zgorzknienia.
Ktoś mnie zapytał, co starszy
singiel może zrobić, żeby się uchronić przed zgorzknieniem i obwinianiem
Boga. Zdecydowałam się z tym przespać. Ale najpierw leżałam
i myślałam o Hiobie, który żądał od Boga sprawiedliwości.
I o Jakubie, który się z Nim zmagał. I o Rebece, matce
Jakuba, która gdy dzieci walczyły w jej łonie, zapytała: „Jeśli tak bywa,
to czemu mnie się to przytrafia?”. I jak podaje dalej Księga Rodzaju:
„Poszła więc zapytać o to Pana” (Rdz 25, 22). Pomyślałam, że ci wielcy
bohaterowie są o wiele odważniejsi ode mnie. Nie bali się kłócić
z Bogiem ani przedstawiać Mu swoich żądań. Za to my jesteśmy jak radosne
hymny pochwalne, a nie jak psalmy będące wachlarzem ludzkich odpowiedzi
dawanych Bogu.
Dawno temu wpadłam do
uniwersyteckiego kościoła i usłyszałam krzyki dochodzące z nawy.
W przejściu znajdował się mężczyzna, który wrzeszczał na cały głos
w stronę krucyfiksu. Zdumiona i zszokowana pospiesznie stamtąd
uciekłam. Nie byłam pewna, czy byłam świadkiem strasznej bezbożności, czy
wielkiej wiary, wiary, która pozwala na szczerość z Bogiem i pytanie:
„Jeśli tak bywa, to czemu mnie się to przytrafia?”.
Nie jesteśmy przecież niewolnikami
Boga. Powtórzę. My. Nie. Jesteśmy. Niewolnikami. Boga. Niewolnictwo jest
sprzeczne z chrześcijaństwem. Powinniśmy być posłuszni Panu, nie dlatego
że się Go boimy, ale ponieważ Go kochamy. Hiob uniżał się i składał
ofiary w imieniu swych dzieci, na wypadek gdyby zgrzeszyły. Przejście na
wyższy poziom relacji z Bogiem wymagało wiele cierpienia.
I w końcu Hiob stanął „jak mężczyzna” i zażądał od Boga
sprawiedliwości.
A Bóg odrzekł: „Mój sługa Hiob
dobrze o Mnie mówił”. Później Jezus powie, że nie jesteśmy już sługami,
ale Jego przyjaciółmi (por. J 15, 15). Prawdziwy przyjaciel konfrontuje się
z drugim, zamiast pozwolić ich relacji umrzeć.
Czy bycie singlem na stałe jest
gorzkim napojem? Oczywiście często tak jest. Czasami trudno go przełknąć. Ale
kto przygotował ten gorzki napój? Możliwe, że to ty i ja, i nasze złe
nawyki; lub też przedłużony okres dorastania zbyt wielu mężczyzn, kaprys
historii i rewolucja seksualna. Niemniej ostatecznie (zdajmy sobie
z tego sprawę) to Bóg przygotował ten gorzki napój. Tak więc sugeruję,
żebyśmy zapytali Go dlaczego. A później odkryjemy w naszych kubkach
nie gorycz, ale dobre piwo lub najlepsze wino.
'Krzyż singla'
Nie jestem pewna, czy potrafię
zaserwować wam w Wielki Piątek tak dobrą duchową lekturę jak inni. Moja
rodzina, choć pobożna, jest pobożna po cichu. Chodzimy na Mszę każdej
niedzieli. Później oceniamy homilię lub chichoczemy, analizując wybór hymnów.
Nie angażujemy się we wspólne duchowe rozważania. Nie rozmawiamy o tym,
kim jest dla nas Jezus. Nie wyjaśniamy roli Ducha Świętego w naszym
życiu, mimo że czasami zastanawiamy się nad działaniem Opatrzności.
W rezultacie rozmowa o Chrystusie w ramach duchowego
kierownictwa była dla mnie dziwaczna. (Moja relacja z Jezusem…? Hmm, chyba
w porządku). Ale dziś jest Wielki Piątek, więc zamierzam podjąć tę próbę.
Zrobię to, przytaczając słowa zrzędliwego antysemity narzekającego
w autobusie na zamknięcie sklepów w Wielki Piątek: „Jakiś Żyd umarł
i cały świat stanął w miejscu”. Tak. Dokładnie.
W Wielki Piątek w sposób
szczególny zachęca się nas do zjednoczenia naszego cierpienia
z cierpieniem Jezusa i złożenia naszych ciężarów pod krzyżem. Zawsze
uważałam, że przez uczestnictwo w nabożeństwie wielkopiątkowym towarzyszymy
Panu w Jego śmierci dwa tysiące lat temu. Czy Jezus mógł się spodziewać,
że miliony wiernych będą się zbierały wokół Niego setki, tysiące lat później,
żeby być przy Nim w Jego końcowej agonii? Skłaniam się ku temu, że nie.
Wołał przecież rozdzierająco: „Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił?”. Egzegeci,
spierając się, które wydarzenia biblijne miały miejsce naprawdę, posługują się
narzędziem zwanym „kryterium kłopotliwości”. Krótko mówiąc, jeśli wydarzenie
opisane w Ewangelii było wstydliwe dla chrześcijan I i II wieku,
a jednak zostało rzetelnie odnotowane, prawdopodobnie zaszło właśnie
w taki sposób. Jezus wołający w agonii do Ojca odpowiada kryterium
kłopotliwości.
Smutek Chrystusa nie mówił
niewierzącym nic o Jego boskości ani o miłości Ojca do Niego. Ale
mówi wiele nam, szczególnie tym stale żyjącym w pojedynkę. Mówi nam, że
Jezus był w tej chwili przerażająco samotny. Był tak samotny; On, który
stanowi z Ojcem jedno, czuł się przez Niego porzucony. A mimo że nie
wiemy, co to mogło znaczyć dla Jezusa, z pewnością wiemy, co znaczy dla
nas.
Krzyż bezżennych: samotność.
Samotność trzeciej nad ranem. Samotność dwudziestej trzeciej pod tytułem: „Nie
mogę znieść pustego łóżka”. Samotność piątkowej nocy, kiedy jesteś wystrojona
i nie masz gdzie pójść. Samotność związana z tym, że przyjaciółka
wymówiła się od wspólnego seansu filmowego, bo „on” w końcu zadzwonił.
Samotność nudnych wesel i samotność po fajnych weselach. Samotność po
cudownym popołudniu spędzonym w domu jakiejś rodziny z dziećmi.
Samotność walentynek. Samotność świąt Bożego Narodzenia. Samotność sylwestra.
Samotność tańca w pojedynkę. Samotność słuchania lodówki brzęczącej cicho
w ciemności.
Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był
sam, mówi Księga Rodzaju. Tego możemy być pewni. Mnisi i mniszki przeważnie
żyją we wspólnotach, żeby uniknąć samotności singla. Oni podjęli decyzję.
Większość z nas jej nie podjęła, a w każdym razie nie podjęła
pozytywnej decyzji. My podejmujemy decyzje negatywne: „Za tego nie wyjdę”;
„Nie chce mnie, więc nie będę robiła z tego problemu”; „Nigdy się ze mną
nie ożeni. Powinnam w porę się wycofać”. Te decyzje są zabarwione
smutkiem i rozczarowaniem. Lodówka bez przerwy pobrzękuje.
Popełniłam wiele głupot
z samotności. Randki z kolegami z pracy – cóż, nie było
najgorzej, ale randki z ateistami były demoralizujące. Randki
z alkoholikiem tylko dlatego, że był milutkim, inteligentnym katolikiem –
to straszna głupota. Randki z podejrzanym, zdeprawowanym aktorem tylko
dlatego, że nie spotykałam się z nikim od lat – to błąd.
Z samotności zrobiłam także wiele
niebezpiecznych rzeczy. Spacerowałam ciemnymi uliczkami, żeby uciec od siebie
i mojego pustego mieszkania. Chadzałam do klubów nocnych, zatracając się
w muzyce, tłumie i alkoholu. Pozwoliłam prawie obcej osobie koczować
na mojej kanapie. (Mieliśmy, co prawda, wspólnego znajomego, ale jednak).
Z samotności robiłam też
żenujące rzeczy. Czytałam ogłoszenia samotnych osób. Przyłączałam się do
randkowych portali. Chodziłam na randki w ciemno aranżowane za
pośrednictwem Internetu. Chodziłam – sama – na lekcje tańca. Próbowałam się
schodzić z chłopakami, którzy mnie rzucili lub których sama rzuciłam.
Wpiszcie tutaj swoje osobiste
upokorzenia, moi drodzy single.
Mimo że po nieudanym małżeństwie
nigdy nie straciłam wiary w Boga, byłam na Niego bardzo zła. Wściekła. Byłam
przecież dobrą dziewczynką i nie zasłużyłam na to dziadostwo. Nie
zasługiwałam na ból, upokorzenie, kuszenie, rozczarowanie i samotność.
Weszłam któregoś dnia do kościoła, żeby Mu wygarnąć. Być może za nas
wszystkich, drodzy single, wszystkich, którzy patrzą i czekają, mają
nadzieję i rozpaczają, którzy wchodzą do zimnych łóżek i słuchają
cholernego buczenia lodówki, skrzypienia budynku i gałęzi uderzających
w okno.
– Nie wiesz, co znaczy być
człowiekiem – oskarżałam Boga. – Nie wiesz, czym jest cierpienie. I wtedy
moje spojrzenie spoczęło na krucyfiksie. Usłyszałam w sercu: „O tak,
wiem”.
Jezus dobrowolnie przyjął ludzkie
cierpienie i nasze człowieczeństwo, a ponieważ na krzyżu był
całkowicie sam, my nigdy nie będziemy sami w naszej samotności.
____________________________________________
Wywiad z Dorothy Cummings można znaleźć TUTAJ.
Książka sympatyczna i zabawna. Nie ze wszystkimi przemyśleniami autorki się zgadzam ale myślę że dla "anielskich singli poszukujących" może być niezłym wsparciem...
OdpowiedzUsuńdddak